Wojna na Ukrainie stała się faktem. Po złowrogich zapowiedziach i ostrzeżeniach Putin zdecydował się napaść na niewinny kraj. Zaatakował z kilku stron i wziął Ukrainę w kleszcze. Wiadomo, że bomby spadły już nawet na Kijów, którego mieszkańcy stawiają czoła najeźdźcy. Wszyscy z niepokojem patrzą w kierunku wschodu i zastanawiają się, jak daleko może pójść agresja Putina. O ocenę sytuacji zapytaliśmy byłego prezydenta Lecha Wałęsę, który powiedział nam wprost: - Jeśli nie zatrzymamy Putina na Ukrainie, to będziemy go mieli w Polsce. Zgłosiłem się do dyspozycji Ukrainy, zgłosiłem inicjatywę, aby Ukraina zorganizowała zespoły antykryzysowe, światowe i żebyśmy wspólnie w tych zespołach zastanawiali się co zrobić, żeby zatrzymać Putina - mówi nam Wałęsa
I wyjaśnia: - To było moje zgłoszenie. Poza tym ja jestem praktykiem, miałem nadzieję, że się Putin jednak pohamuje, inaczej rozegra całą sprawę, a rozegrał najbardziej prymitywnie jak można było. Jeśli mógłbym mu coś powiedzieć to byłoby to: człowieku idź do lekarza, pamiętaj, że musisz przegrać i przegrasz natomiast ile strat poniesiemy przez niego… Jeśli strzelą w Kijów ( Rosja zaatakowała już stolicę Ukrainy - red.), to musimy strzelić w Moskwę. Dziś mamy drony, technikę i można to wykonać. Putina trzeba osądzić i wykonać wyrok. Co do uchodźców, to musimy ich przyjąć. To nasz obowiązek, nie mamy wyboru - ocenia były prezydent.