Tuż przed początkiem Nowego Roku wielu działaczy PiS musiało być mocno zaskoczonych. W "Gazecie Wyborczej" pojawiła się bowiem deklaracja wyborcza Lecha Kaczyńskiego z 2005 roku. Jej fragmenty mogą być niewygodne dla działaczy partii rządzącej. Na uwagę zwraca przede wszystkim część dotycząca Trybunału Konstytucyjnego. Gazeta Adama Michnika zwraca uwagę na to, że dziś na jego czele stoi mocno kojarzona z PiS Julia Przyłębska, wobec której swego czasu Kolegium Sądu Okręgowego w Poznaniu stwierdziło, że jej powrót do orzekania "nie będzie korzystny dla wymiaru sprawiedliwości", a jednym z sędziów jest prokurator stanu wojennego Stanisław Piotrowicz, były poseł partii rządzącej. Słowa z "zaginionego" dokumentu Lecha Kaczyńskiego zdają się stać w kontrze do obecnej sytuacji w Trybunale Konstytucyjnym.
CZYTAJ TAKŻE: Koszmar w sylwestrową noc! Andrzeja Duda i jego żonę spotkała potworna przykrość. Wszelkie hamulce puściły
Co znalazło się w deklaracji Lecha Kaczyńskiego? "Deklaruję, że nie powołam na kierownicze stanowiska w Trybunale Konstytucyjnym, Sądzie Najwyższym i Naczelnym Sądzie Administracyjnym osób, których przeszłość w jakikolwiek sposób podważałaby przekonanie o ich lojalności wobec demokratycznej i niepodległej Polski, całkowitej bezstronności i posiadaniu potrzebnych do piastowania takich stanowisk bardzo wysokich kwalifikacji prawniczych i moralnych. Polecę też Kancelarii Prezydenta stosowanie procedury sprawdzającej w stosunku do osób, które mają być mianowane na stanowiska sędziowskie. Chodzi o uniknięcie mianowania osób, które pełniąc funkcję asesora lub też funkcję sędziego w sądach różnych instancji, wykazały się niekompetencją, brakiem bezstronności albo też skompromitowały się w jakikolwiek inny sposób" - czytamy w dokumencie.