Sanocki zmarł na ciężkie zapalenie płuc, będące konsekwencją koronawirusa. Do szpitala trafił w połowie listopada. Wcześniej bardzo krytycznie wypowiadał się o pandemii i negował istnienie wirusa.
Sanockiego pożegnał Paweł Kukiz, który wspominał, że jego wejście do polityki było pokłosiem zaangażowania Sanockiego.
- Znaliśmy się i przyjaźniliśmy niemal 30 lat. Przyjaźń ta była sinusoidalna, bo Janusz charakter miewał trudny. Był bardzo uparty, co - choć ważne w polityce - bywa trudne w relacjach międzyludzkich i codziennych. Dlatego mówię o sinusoidzie: razem przeżyliśmy i momenty euforii, i momenty, kiedy szło niemal na noże. Miewał pomysły politycznie genialne ale jeśli spotykał się z krytyką to potrafił się obrazić i trzasnąć drzwiami - powiedział Kukiz Super Expressowi.
Przekonuje, że Sanocki to jednak nie tylko walka o jednomandatowe okręgi wyborcze, którym były polityk poświęcił swoją kadencję w Sejmie.
- Janusz był wielkim znawcą kwestii samorządowych, ekspertem w tym zakresie ale także obrońcą osób słabszych, pokrzywdzonych przez sądy i prokuratorów. Był po prostu społecznikiem. Mówiąc szczerze, czuję się jakby odszedł ktoś z mojej najbliższej rodziny. Cała ta historia z 2015 r. zaczęła się w zasadzie od tego, że ja dołączyłem się do ruchu Janusza i śp. prof. Jerzego Przystawy, którzy byli animatorami ruchu JOW - przekonywał Paweł Kukiz.