Większość podobnych spraw ogranicza się do jednej lub drugiej strony, jedynie utwierdzając sympatyków jednego lub drugiego obozu w swoich racjach, ewentualnie mobilizując ich do głosowania. Groźnie zaczyna się robić, kiedy jakaś sprawa wykracza poza ten podział. Tak było tutaj.
Znaczenie miały dwie kwestie. Po pierwsze – że to nie głównie politycy opozycji, ale część mediów, nie tylko zajadle antypisowskich, pilnowała sprawy. I dobrze, bo na tym polega kontrolna rola mediów. To sprawia, że temat nie był postrzegany jako wyłącznie awantura opozycji z rządem. Po drugie – że nie mieliśmy do czynienia z przypuszczeniami, interpretacjami, założeniami, ale z twardymi faktami. Media pokazywały dokumenty. W nich są konkretne nazwiska i daty lotów. To nie są skomplikowane opowieści o „wieżach Kaczyńskiego”. To sprawa prosta jak drut: obiecywali skromność i potępiali Platformę za „sprywatyzowanie” państwa – sami zrobili sobie z rządowego transportu taksówki powietrzne na zawołanie.
Jednego się obawiam. Pamiętam reakcję Jarosława Kaczyńskiego na ujawnienie nagród dla ministrów Beaty Szydło. Reakcję fatalną i skrajnie populistyczną w postaci obniżenia uposażeń posłom. Teraz Naczelnik wspominał o konieczności uregulowania dziedziny transportu VIP-ów. Oby nie okazało się, że będzie to jakaś populistyczna regulacja, która uderzy na przykład w zabieranych na pokład dziennikarzy. Ot tak, w ramach zemsty za to, że wykonywali swoją pracę, zamiast bić brawo władzy.