„Super Express”: – Zbliża się wyjątkowy czas dla chrześcijan – Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny. W tym roku sytuacja jest jednak wyjątkowa. Mamy bowiem epidemię, w dodatku rekordową liczbę zachorowań. Czy wierni powinni w tym roku iść na cmentarz, czy może wybrać jakąś inną formę uczczenia zmarłych?
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: – Rzeczywiście są to niezwykle ważne święta. W naszej kulturze ich znaczenie jest szczególne. Jednak w sytuacji tak wyjątkowej, w jakiej dziś się znajdujemy, tłumy na cmentarzach faktycznie mogłyby spowodować kolejny lawinowy wzrost zakażeń, a co za tym idzie zachorowań i zgonów na COVID-19.
– No tak, ale jak w takim razie wierni mają uczcić Wszystkich Świętych i wspomnieć też swoich bliskich zmarłych w Dzień Zaduszny?
– Dobrym pomysłem jest rozłożenie tych świąt. Nie chodzenie na cmentarz 1 i 2 listopada, ale albo jeszcze w październiku, albo już po uroczystościach. A jeśli chodzi o samą uroczystość to pamiętajmy, że nie fizyczna obecność na cmentarzu – choć na co dzień też ważna – jest kluczowa. Najważniejsze jest przeżycie duchowe świąt. Modlitwa i pamięć są ważniejsza niż fizyczne postawienie znicza na cmentarzu.
– Z tym, że do tej tradycji jesteśmy przyzwyczajeni. Ma ona swoją niezaprzeczalną wartość?
– To bardzo cenne, że możemy całymi rodzinami pójść na cmentarz. Pokazać dziecku, że tu leży dziadek, babcia, prababcia. Ma to ogromne znaczenie społeczne, nie tylko dla ludzi wierzących. Jednak to jedno. A drugą sprawą jest kwestia odpowiedzialności i bezpieczeństwa. Oczywiście, że to sytuacja trudna. Ale przypomnę, że w czasie II wojny światowej, okupacji, też mieliśmy do czynienia z wieloma ograniczeniami. Teraz też mamy do czynienia z taką nadzwyczajną sytuacją.
– Nadzwyczajną, a jednak wiele osób kwestionuje wirusa. Twierdzi, że pandemia to ściema. Że wszystko to nieprawda, a rząd przesadza z obostrzeniami?
– Należy rozdzielić te dwie rzeczy. Bo ciężka choroba jest. Mówiąc całkiem prywatnie – wirus mocno wpływa na naszą działalność w Fundacji św. Brata Alberta. Zachorowalność w Domach Pomocy jest spora, a każdy w swym otoczeniu miał chyba osoby zakażone bądź chore. Ale czym innym jest fakt istnienia choroby, której nie należy kwestionować, a czym innym ocena działań rządu.
– Właśnie, jak Ksiądz je ocenia?
– Rząd w pewnym momencie ewidentnie się pogubił. Najpierw były restrykcje, w tym takie radykalnie ograniczające udział we mszy świętej, a potem było całkowite poluzowanie, które przybrało wręcz karykaturalne rozmiary.
– To znaczy?
– Podam przykład – byłem w lipcu we Francji. Tam wszyscy podchodzili do epidemii bardzo poważnie, restrykcyjnie, nosili maski, trzymali dystans. Przyjechałem do Polski. I co? Hulaj dusza, piekła nie ma. Tak, jakby tej pandemii już nie było, choroba została pokonana. I teraz mamy rekordowy wzrost zakażeń i znów nerwowe reakcje rządzących. Nie zmienia to faktu, że podstawowych zaleceń epidemicznych należy bezwzględnie przestrzegać – mówię o dystansie, dezynfekcji rąk. A 1 i 2 listopada naprawdę lepiej nie iść tłumnie na cmentarz.
– Tylko jak duchowo przeżyć takie święto, bez odwiedzenia grobów naszych bliskich?
– Duchowo będzie to takie samo przeżycie, jak co roku. Zmieni się tylko fizyczne przeżywanie. Jak komuś trudno, to zawsze można sobie wytłumaczyć, że przecież wiele polskich rodzin wspomina kogoś, kto nie ma grobu. Dotyczy to poległych na wojnie, ale nie tylko. Groby mojej rodziny ze Stanisławowa (dziś Ukraina, przed wojną Polska – red.) nie istnieją – na miejscu cmentarza posadzono park. A jednak należy im się pamięć. Tak samo w tym roku skoro nie możemy iść na cmentarz, uczcijmy bliskich zmarłych modlitwą, wspomnieniem, nie musi być to znicz na grobie. Na cmentarz pójdźmy w innym czasie.