"Super Express": - O roli Lecha Kaczyńskiego w Stoczni Gdańskiej w Sierpniu '80 słychać ostatnio wiele: był tak tchórzliwy, że bał się własnego cienia; cała jego działalność trwała w Stoczni godzinę; jako opozycjoniści bracia Kaczyńscy zaistnieli dopiero w 1988 r.
Krzysztof Wyszkowski: - Wszyscy mówią nieprawdę. Mam wrażenie, że moi dawni znajomi, jak Henryka Krzywonos, zostali dziś wynajęci po to, by zagłuszyć pamięć o Annie Walentynowicz jako bohaterce Solidarności. Sprzedają za sławę prawdę o Sierpniu. Henia czy Jerzy Borowczak to ludzie, którzy nie dają sobie samodzielnie rady w życiu, więc podejmują się różnych ról na zlecenie polityczne.
- Stwierdził pan nawet, że jeszcze w Stoczni Henryka Krzywonos nie zawsze była w stanie rejestrować sytuację...
- Wszyscy popełnialiśmy różne błędy. Henia pewnie pamięta, do czego się odnoszę. Nie chcę jednak sprawy drążyć, nie chcę jej pognębiać.
Patrz też: Kaczyński: Krzywonos nie rozpoczęła strajku. Mówiłem prawdę o Mazowieckim
- W sprawie braci Kaczyńskich głos zabrał też Norman Davies, mówiąc, że w latach 80. w ogóle o nich nie słyszał.
- Norman Davies podważa swój autorytet, wypowiadając się o sprawach, na których się po prostu nie zna. Mówi, że nie słyszał. Ciekawe, kogo słuchał! Profesor obraca się w środowisku krakowskim, które nadmierną rolę przypisuje sobie, a umniejsza rolę innych. Zaprzecza więc również roli Lecha Kaczyńskiego w strajku.
- Jaka to była rola?
- Bardzo ważna. W środowisku Wolnych Związków Zawodowych to był wybitny intelektualista, o dużej wiedzy merytorycznej. W naszym gronie był najwybitniejszym specjalistą od struktur ruchu związkowego, struktur państwa itp. Już trzy lata przed Sierpniem współpracował z Andrzejem Gwiazdą, Anią Walentynowicz, Lechem Wałęsą. Miał bardzo poważny wpływ na prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego i podejmowane tam decyzje.
Przeczytaj koniecznie: Co robił Lech Kaczyński podczas strajków w sierpniu 1980 roku
- A jednak Tadeusz Mazowiecki nie przyjął go do swego zespołu ekspertów doradzających MKS.
- Tłumaczył, że w oczach władzy zespół powinien być obliczalny, a wprowadzenie człowieka z zewnątrz skomplikowałoby sytuację.
- Jak strajkujący traktowali grono doradców?
- Uważali ich za ludzi władzy, za pośredników użytecznych jako kanał porozumienia z rządem. Jednak to my w WZZ cieszyliśmy się ich zaufaniem. Nasze zadanie polegało na kontrolowaniu działań tego zespołu. Ale przestańmy go tak mistyfikować! Nie należeli przecież do niego tacy ludzie, jak Wiesław Chrzanowski czy Jan Olszewski. A to oni w czasie strajku przygotowali projekt statutu związku. Olszewski kontaktował się w tym celu z Lechem Kaczyńskim za pośrednictwem Jarosława, który też przebywał w Stoczni na samym początku. Lech Kaczyński miał więc z pewnością wpływ na kierunek ich myślenia.
- Czym różniły się stanowiska WZZ i ludzi Mazowieckiego?
- Zaraz po wejściu do stoczni Mazowiecki z kolegami pokazywali mi zapisaną na kartce ewentualną koncepcję wejścia działaczy WZZ do rządowych CRZZ, aby je od środka zdemokratyzować. Mazowiecki nie wierzył w osiągnięcie postulatu nr 1 - uznanie niezależnych związków zawodowych. Nie mówił tego głośno, bo zostałby wyproszony przez strajkujących. My zaś nie braliśmy pod uwagę żadnego wariantu B. Byliśmy gotowi zginąć, ale na pewno nie ustąpić. Mazowiecki wraz z kolegami mieli nieufny stosunek do ludzi podzielających to niezłomne stanowisko.
Krzysztof Wyszkowski
Współzałożyciel Wolnych Związków Zawodowych w 1978 r., uczestnik strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 r.