"Super Express": - Cieszy się pan, że wygrał Trump?
Krzysztof Bosak: - Trudno się nie ucieszyć. Szczególnie że od miesięcy "lewaczki" triumfowały, że wygra Clinton. Ona, już bez przekąsu, rzeczywiście reprezentuje mocno lewacką agendę polityczną. Tymczasem jej przegrana to także przegrana całego postępowego establishmentu, który na nią stawiał. A nawet establishmentu Partii Republikańskiej, która przecież nie w pełni popierała swojego kandydata.
- Lewicująca pani Clinton była jednak przewidywalna. Natomiast nie do końca wiadomo, co zrobi Trump. Jest trochę celebrytą, biznesmenem. Nie wiadomo do końca kim. Nie boi się pan tego?
- To była przyczyna, dla której Amerykanie go wybrali. Myślę, że chcieli ukarać establishment za niespełnione obietnice. Obama obiecał zmianę, a jego prezydentura pod wieloma względami była prezydenturą kontynuacji.
- Ale czy nie powinniśmy obawiać się tego, że mamy nieprzewidywalnego partnera?
- Takie obawy są uzasadnione. Są związane z tym, jaką politykę będą prowadzić Stany Zjednoczone, i towarzyszą nam od dobrych kilku lat. Od momentu, kiedy doszło do zwrotu amerykańskiej polityki z obszaru atlantyckiego ku Azji i rywalizacji z Chinami na Pacyfiku. Od tego czasu trwa debata, jak mają wyglądać priorytety amerykańskiej polityki. I to, co nas najbardziej interesuje - na ile Ameryka chce inwestować w polityczną i militarną kontrolę obszaru Europy Środkowo-Wschodniej.
- Nie przeraża pana to, że Trump mówi o zbliżeniu z Putinem?
- Przeraża mnie to, ale nie w tym samym stopniu, co Obama, który chciał resetu z Rosją.
- To oznacza, że Trump jest naiwny politycznie?
- A to zobaczymy, na ile głosił pewne rzeczy w kampanii z powodu kalkulacji co do oczekiwań elektoratu, a na ile w to wierzył. Wydaje mi się, że jest szansa na to, iż okaże się mniej naiwnym politykiem niż Obama.
- Czy USA czeka teraz mentalna rewolucja? Nagle się okazało, że wszystkie dominujące media, które gremialnie poparły Clinton, mają minimalny wpływ na opinię publiczną.
- Wydaje mi się, że sytuacja jest podobna do tej w Polsce. My też mamy sytuację, że większość mediów tzw. głównego nurtu jest zdominowana przez poprawność polityczną o profilu lewicowo-liberalnym. W USA jest takie pojęcie jak wojna kultur. Z jednej strony mamy tradycyjną kulturę, którą wyznają bardziej prowincjonalni Amerykanie o etosie niezależności z dostępem do broni, przywiązaniem do własności prywatnej czy niskich podatków. Z drugiej - lewicującą inteligencję z miast uniwersyteckich Wschodniego Wybrzeża, która zupełnie nie czuje wspólnoty z, jak oni to mówią, redneckami z prowincji.
- I co? Rednecy górą?
- Taka sama obawa była, kiedy Bush junior doszedł do władzy. Wtedy nabijano się z niego w podobny sposób, jak dziś nabija się z Trumpa - że jest prostakiem i bigotem.
- Jest pan przedstawicielem Ruchu Narodowego, który nie ma najlepszej prasy. Jak sobie radzicie ze stereotypami na swój temat. Mówi się o was, że jesteście rasistami, homofobami, nawiązujecie do przedwojennych ruchów nazistowskich.
- Nie mieliśmy w Polsce ruchów nazistowskich poza kompletnie marginalnymi organizacjami. Nawiązujemy do przedwojennych ruchów narodowych. Niektórzy - jak koledzy z ONR - do tradycji narodowo-radykalnych. Ja osobiście raczej do tradycji głównego nurtu, czyli Stronnictwa Narodowego, Narodowej Demokracji.
- Odcinacie się od wszystkich tych trzech określeń, o których mówiłem?
- Od faszyzmu na pewno tak, dlatego że jest obcy polskiej tradycji. Jest wynalazkiem włoskim. Jeśli dołaczymy do tego hitleryzm - to już w ogóle nie chcielibyśmy mieć z tym nic wspólnego.
- Od homofobii?
- W tym sensie tak, że to pojęcie z lewicowego słownika ideologicznego. Dyskusja o homofobii jest trochę jak dyskusja o antysemityzmie. Tzn. nie da się do końca ustalić, co jest antysemityzmem, a co nie. Tak samo co jest homofobią, a co nie. Czy krytyka pewnych zachowań jest już homofobią, czy tylko wyrażeniem swojej opinii? Nikt z nas się z tym pojęciem nie utożsamia. Jesteśmy zwolennikami tradycyjnego modelu rodziny. I to wystarczy.
- A rasizm?
- Polski ruch narodowy stoi na gruncie nauki Kościoła katolickiego. Rasizm jest z nią sprzeczny.
- To grzech?
- W pierwszej kolejności głupota.
- Na Facebooku blokowali was za symbol falangi, który, według regulaminu tego portalu, ma być kojarzony z mową nienawiści.
- Facebook usuwał też grafiki z hasłami "Bóg, honor, ojczyzna". Usuwał symbole z polskim godłem, usuwał strony polskiego ruchu narodowego, na którym nie było znaku falangi. Moim zdaniem administracja Facebooka próbuje skoncentrować uwagę opinii publicznej na symbolu kojarzonym z przedwojennym ONR, żeby uciec od odpowiedzialności za to, że cenzura, którą stosuje, jest znacznie szersza. Dotyczy narodowców, konserwatystów, katolików, niepoprawnych politycznie publicystów, którzy prowadzili niezależne profile. Dotyczy nawet byłego oficera wywiadu, pana Wrońskiego, który publikował informacje o powiązaniach ludzi z KOD z dawnymi WSI. Nie trzeba mieć na Facebooku znaku falangi, żeby spotkać się z cenzurą. Jesteśmy za tym, żeby tę kwestię uregulować.
- Jak?
- Facebook powinien podporządkować się prawu, które obowiązuje w Polsce. Po pierwsze - konstytucji, a po drugie - ustawom, które gwarantują wolność wypowiedzi. A nie wolność Facebooka do cenzury.
- Tegoroczne Święto Niepodległości minęło pod znakiem podzielonych obchodów, osobnych marszów różnych środowisk. Czy jest kiedyś możliwe, byśmy wszyscy wspólnie świętowali naszą niepodległość?
- Jest możliwe, ale też mało prawdopodobne, ponieważ w tej chwili różne części spektrum ideowego mają zupełnie różne rozumienie niepodległości. Są tacy, którzy chcą świętować 11 listopada, a zupełnie nie przeszkadza im osłabianie państwa, stopniowe pozbawianie go niepodległości. Ci ludzie nigdy nie będą chcieli iść z nami w jednym marszu, bo uważają, że to, co my rozumiemy przez niepodległość, to jakiś fanatyzm. A my uważamy, że to patriotyzm.