Kryzys na granicy - o nas bez nas
Kryzys na granicy z Białorusią może przywoływać skojarzenia z najczarniejszymi kartami polskiej historii, kiedy obce siły przedzierały się na nasze terytorium. Obrazki z Kuźnicy, gdzie Łukaszenka skoncentrował dużą grupę uchodźców i zachęca ich do atakowania polskich służb, dodają temu wszystkiemu dramatyzmu. Również rząd stawia sprawę na ostrzu noża: to obrona polskich granic przed inwazją, walka o suwerenność. W zasadzie to jesteśmy na wojnie. Nie, nie jesteśmy. To nie jest kryzys militarny, ale polityczny. I tu zaczyna się problem.
Możemy mobilizować duże siły przy granicy z Białorusią i zwalczać skutki działań destabilizacyjnych Łukaszenki. Rządzący mogą pisać o odparciu kolejnego ataku, zatrzymaniu kolejnej fali agresji. Nie sprawi to jednak, że kryzys na granicy zniknie. Tu potrzeba działań politycznych, sprawnej dyplomacji i współpracy sojuszniczej. Na razie jednak na niwie politycznej działają głównie inni. Ws. sytuacji na granicy działa Komisja Europejska, Berlin i Paryż.
Polska strona w tych działaniach nie uczestniczy. Sprawy idą własnym torem ponad naszymi głowami. Zamiast jasno odwoływać się do naszych sojuszy, ekipa rządowa lubuje się w zrównywaniu zagrożenie ze strony Łukaszenki i Putina z rzekomą agresją Zachodu i czyhaniem tegoż na polską suwerenność. To zwykle obsesje, które nie tylko nie tłumaczą sytuacji, ale utrudniają nam działanie. Do tego polska dyplomacja od lat nie działa, polityka zagraniczna doprowadziła do niepotrzebnych napięć z sojusznikami, których dziś potrzebujemy. W sytuacji kryzysowej PiS pije piwo, które samo nawarzyło.
Jednak swoje za uszami mają też Merkel, która dzwoniła ostatnio do Łukaszenki i Macron, który rozmawiał z Putinem. Wygląda na to, że bez konsultacji z polską stroną. To nie tylko pomijanie nas w całej sprawie, ale również granie w grę Putina, który od lat stara się sprowadzić europejską politykę do koncertu mocarstw i kolejne kryzysy, które stworzył, chce rozwiązywać bez udziału tych, których kryzys dotyczy. Tak było z Ukrainą, tak jest dziś z Polską, Litwą i Łotwą.
Osamotnienie Polski na własne życzenie oraz uczestniczenie zachodnich przywódców w gierkach Putina nie wróży nam niczego dobrego.