Po pierwsze, kwestia przesunięcia wyborów sprawiła, że Zjednoczona Prawica jest na skraju wykolejenia się. Pakt Kaczyński-Gowin nie odsunął tego zagrożenia dla rządzącej ekipy, a pogłębił tylko koteryjne podziały w jej łonie. Wygląda na to, że koalicja jest już tylko wypadkiem, który czeka, by się wydarzyć. Pozostaje tylko modlitwa o jedność, ale jak mówi przysłowie, Bóg pomaga tym, co sami sobie pomagają. A tu wyraźnie działa gen autodestrukcji.
Po drugie, Krystyna Pawłowicz to żywy dowód na upartyjnienie państwa, o którym już chyba wszyscy wiemy. Kolejne instytucje, które mają budować stabilność państwa, padają łupem partyjnych aparatczyków, prowadząc do ich destrukcji, a nie sanacji, jak obiecywał PiS. Zamieszanie z terminem wyborów tylko ten proces pogłębia. To, czy się one odbywają i w jakiej formie, stało się zakładnikiem interesów nie tylko PiS, ale też wewnętrznych frakcji w obozie rządowym.
O tym, że wczorajszych wyborów prezydenckich nie było, nie zdecydowały procedury przewidziane w prawie, ale decyzja Jarosława Kaczyńskiego i Jarosława Gowina. To, kiedy się odbędą, zależy dziś od tego, która data da największe szanse Andrzejowi Dudzie na zwycięstwo oraz od tego, która z koterii postawi na swoim. Na razie górą jest Jarosław Gowin, ale urażone ego Jarosława Kaczyńskiego podjudzane przez tych, którym wzmocnienie Gowina jest nie w smak, jeszcze chyba nie powiedziało ostatniego słowa.
Oczywiście cała ta przepychanka jest na swój sposób fascynująca i widowiskowa, ale na pewno nie wzmacnia państwa i jego powagi. Państwo jest ofiarą prywaty rządowego obozu i targających nim wewnętrznych sporów. I przed destrukcyjnym wpływem syndromu Napoleona panoszącego się po Nowogrodzkiej nawet modlitwa może go nie uratować.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj