Stanisław Drozdowski: Kraków szczęściarzy

2011-11-07 3:10

Bardzo dziwny kraj. W nocy z soboty na niedzielę zawaliły się schody w starej krakowskiej kamienicy. Nie byłoby w tym nic spektakularnego (bo kamienica stara, do rozbiórki niemal), gdyby nie fakt, że w chwili katastrofy znajdowało się w budynku około półtora tysiąca bawiących się osób. Szczęśliwie rannych było tylko 11. I szczęśliwie też schody zawaliły się tylko między drugim i trzecim piętrem... I szczęśliwie też udało się bezpiecznie wyprowadzić wszystkich zagrożonych...

A na tym lista szczęśliwców się nie kończy. Pierwszym jest prezydent miasta profesor Jacek Majchrowski. Ponieważ katastrofa nie była większych rozmiarów (na szczęście), nie musi ogłaszać w mieście żałoby. A mogło się tak zdarzyć. Może więc dziś gromko zapytać, kto winien? Szczęśliwi są inspektorzy nadzoru budowlanego. Bo nadali bieg sprawie, czyli zaprotestowali przeciw niezgodnemu z przeznaczeniem użytkowaniu obiektu. Uff, zdążyli! A winna jest tylko kancelaria prawna właściciela budynku, która torpedowała wysiłki inspektorów nadzoru (swoją drogą ciekawe, czy panowie prawnicy dziś też dumni są ze swojej roboty?).

Wśród szczęściarzy są też służby - od policji po straż pożarną. Na co dzień wiedziały, co się święci. Ale przecież nie miały prawa... zapytać choćby o właściwe wyjścia ewakuacyjne dla np. półtora tysiąca osób. I jeszcze na pewno służby sanitarne nie mają sobie nic do zarzucenia. Bo wszystko było podobno zgodne z prawem, a raczej procedurą prawną (to swoimi protestami zapewniła kancelaria właściciela).

Jestem ciekaw, jak majestatem prawa zasłanialiby się dziś wszyscy niewinni szczęściarze z Krakowa, gdyby wydarzyła się megakatastrofa. Winny byłby (to oczywiste) właściciel obiektu. A pozostali od góry do dołu zasłoniliby się odpowiednim paragrafem. Bardzo dziwny kraj. I szczęśliwy. Bo nic się nie stało!