Starsza kobieta wraz z bratem i chorym na padaczkę synem utrzymywała się z emerytury wynoszącej 900 zł, a z tego spłacała jeszcze kredyt. Z trudem wiązali koniec z końcem, często zabierali spod lokalnych sklepów przeterminowane produkty spożywcze. Któregoś dnia przyszli w tym celu pod miejscowy market. Okazało się jednak, że artykuły przeznaczone do utylizacji znajdują się w zamkniętym na kłódkę śmietniku. Zniszczyli kłódkę i zabrali kilka słoików śledzi i pieczywo. Następnego dnia w domu pojawiła się policja, która odnalazła winowajców na podstawie monitoringu. Jak poinformowała rzecznik komendy policji w Kamieniu Pomorskim, całej trójce postawiono zarzuty kradzieży z włamaniem. - Powiedziano nam, że za to grozi 10 lat więzienia. To tak jak za gwałt czy pobicie - mówi załamana emerytka.
O całej sprawie dowiedział się minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Postanowił interweniować. - Nie kradli dla zysku, tylko z potwornej biedy, żeby cokolwiek zjeść - mówi "Super Expressowi". - Nie akceptuję żadnej kradzieży - podkreśla, ale dodaje, że tym ludziom trzeba raczej pomóc niż ich karać, współczuć niż potępiać. Dlatego wystąpił do prokuratury o uwzględnienie tych szczególnych okoliczności i umorzenie sprawy ze względu na "znikomą społeczną szkodliwość czynu".