Kamila Biedrzycka: Pana zdaniem kolejna kadencja Andrzeja Dudy będzie kontynuacją poprzedniej czy prezydent wybije się na niepodległość, bo już nie będzie musiał walczyć o poparcie PiS?
Paweł Kowal: Nawet nie zdaje pani sobie sprawy jak bardzo bym chciał żeby okazało się, że prezydent Duda jest niezależny, że walczy ze swoim obozem politycznym o sprawy, które są dla niego ważne. Tego w ostatnich latach nie było i szczerze mówiąc nie robię sobie wielkich nadziei. Ale chciałbym, żeby Andrzej Duda był wierny prezydenckiej przysiędze i szanował konstytucję. Boże, jak ja bym tego chciał…
- Prezydent przeprosił tych, którzy jego słowami mogli poczuć się w kampanii urażeni, a kilkanaście minut później dodał, że nie żałuje żadnego.
- Szkoda, bo były mówione różne głupoty. Ten trend na dzielenie Polaków i odmawianie godności jakiejś grupie osób – w tym wypadku chodziło o LGBT – jest znany. Obóz PiS zawsze z kimś walczy: a to z lekarzami, a to z nauczycielami, a to z opiekunami osób niepełnosprawnych. To stała maniera. Po drugie: budowanie stałego napięcia między Polską a Niemcami i Zachodem. To jest choróbsko, które przyszło do nas ze Wschodu. To jest wszystko od Putina. Mówienie, że Zachód jest zgniły a Wschód jest dobry, atakowanie LGBT jest naprawdę intelektualne choróbsko.
- To będzie miało realnie negatywne konsekwencje w naszych stosunkach międzynarodowych?
- Niemcy nauczyli się już jakoś z tym żyć. Ale to się gdzieś odkłada. To dociera do niemieckiego społeczeństwa i jest dla nas bardzo niedobre. Proszę zwrócić uwagę, że w szczycie kampanii mamy nieustanny problem z naszymi sojusznikami: z Niemcami, Amerykanami, Izraelem, w poniedziałek znów jakieś ciosy na linii Macierewicz – ambasador USA w Polsce. Czy to jest mądre? Czy to służy naszej racji stanu? Nie mamy żadnych innych problemów? (…) po każdym takim ataku prezydenta czy premiera na nasze kraje sojusznicze na Kremlu strzela jeden korek od szampana. Naprawdę, gdyby coś się wydarzyło, szykujemy sobie złą przyszłość. Wszyscy ci, którzy budują te różnice między nami i naszymi sojusznikami, bo akurat im to pasuje do kampanii wyborczej niech sobie to wezmą na swoje sumienie i niech pomyślą co się stanie jeśli będziemy w trudnej sytuacji.
- Pana zdaniem po wygranych wyborach prezydenckich PiS zaostrzy kurs?
- (…) poparcie dla Andrzeja Dudy nie jest poparciem, które pozwala na wywrócenie kraju do góry nogami. Sądzę, że w PiS doskonale to wiedzą. Tam teraz będą wewnętrzne kryzysy, spory o utrudnienia w kampanii wyborczej, rozliczenia wokół tego co się działo w ministerstwie zdrowia. Prezes Kaczyński ma zawsze kilka planów. Ale każdy plan ma też swoje hamulce (…) ale nie należy budować lęku, uprawiać w nim polityki. Proszę pamiętać, że PiS może planować wiele rzeczy, ale ma swoje ograniczenia takie jak minimalna większość w Sejmie, media, sytuacja międzynarodowa.
- Za media Kaczyński weźmie się zaraz jak Orban na Węgrzech.
- Zobaczymy. Polityka cały czas się toczy. Mamy 10 mln na 10 mln. Gdyby kampania była uczciwa wybory pewnie wygrałby Rafał Trzaskowski (…) dla mnie najważniejsze jest to, że Polacy zobaczyli, że można było te wybory wygrać. Nie wygrali, ale zobaczyli, że można.
- Albo raczej zobaczyli, że znów nie można. Nie obawiacie się demobilizacji?
- Kluczowe jest zachowanie Platformy Obywatelskiej ściśle rozumianej.
- Kluczowy jest dziś Borys Budka czy ten, który porwał ludzi czyli Rafał Trzaskowski?
- To jest pytanie czy PO wyciągnęła wnioski z kampanii, czyli np., że warto się otwierać na inne środowiska jak samorządowcy (…) a psychologicznie… Polskę może uratować optymizm. PO musi wlać w Polaków optymizm i nauczyć się rozmawiać z tymi, którzy na nią nie głosują: starszymi, mniej wykształconymi, z mniejszych miast.
- Kto jest dziś liderem opozycji?
- W sensie formalnym ten, kto kieruje PO. Jarosław Kaczyński przyzwyczaił do tego, że jest jedna osoba, na którą wszyscy patrzą. A tu mamy Trzaskowskiego ze świetnym wynikiem, Borysa Budkę, który kieruje PO i ma mocny mandat, bo niedawno wygrał wybory w partii. Ma czas. I kawał roboty przed sobą.