Oczywiście przedsiębiorcy tego podatku NIE płacą. Przedsiębiorcy doliczają go do ceny - i płacą go Szarzy Zjadacze Chleba, którzy sobie z tego nawet nie zdają sprawy. Jednak przedsiębiorca powinien zdawać sobie sprawę, że gdyby nie ten podatek, to przy niższej cenie sprzedałby on więcej towarów, a więc więcej by zarobił. Powinien też wiedzieć, że np. w USA wprowadzono ten kretyński podatek dopiero w 1913 roku - i Stany Zjednoczone znakomicie się przed tym rozwijały bez niego.
Nic z tych rzeczy. Ludzie są przekonani, że skoro dziadek płacił podatek dochodowy, ojciec płacił - skoro płacą go w większości krajów świata - to znaczy, że taki podatek musi być - i już!
Czyli człowieka, który pracuje i zarabia, trzeba karać grzywną!
No, dobrze: podatek dochodowy działa od ponad 100 lat, i ludzie przywykli. Ale przecież nikt nie przywykł do "minimalnego gwarantowanego dochodu". Takiego komunizmu nigdzie na świecie nie wprowadzono - jeśli nie liczyć krótkiego okresu "gwarantowanej miski ryżu" za rządów piekłoszczyków Zedonga Mao w Chinach i Pol Pota w Kambodży.
I oto czytam, że w Szwajcarii - kraju ludzi rozsądnych (i dlatego bogatych) - jakiś wariat, komunista doprowadził do referendum: "Czy wprowadzić w Szwajcarii minimalny gwarantowany dochód?". Czyli każdy - choćby nie robił literalnie NIC - miałby otrzymywać np. 2000 zł.
Za "komuny" w Polsce powiedzenie: "Czy się stoi, czy się leży, dwa patole się należy!", było popularne, ale przecież nie obowiązywało! Oznaczało tylko, że jak ktoś ma posadę z pensją 2000 zł, to już może na niej nic nie robić.
Tymczasem w Szwajcarii ktoś chce taki kretynizm wprowadzić - i w niedziele Helweci nad tym głosowali. Zgodnie z wynikami sondażów prawie 77 proc. Szwajcarów zagłosowało przeciwko. Co dowodzi, że Szwajcarzy słusznie uważani są za ludzi rozsądnych.
Inaczej jest w krajach okupowanych przez bandę zwariowanych socjalistów, czyli przez Unię Europejską. Według instytutu "Dalia" za tym kretynizmem opowiada się 63 proc. Polaków, 63 proc. Niemców, 69 proc. Włochów i 71 proc. Hiszpanów. Greków nie badano: tam pewno byłoby 90 proc.
Więc jak wprowadzić normalność w kraju, w którym 2/3 "obywateli" domaga się, by chodzić na rękach?
Tylko śp. gen. August Pinochet w Chile nie oglądał się na większość: zrobił zamach stanu, wprowadził normalność siłą - i już po roku miał poparcie 75 proc. ludzi, bo "nie wiadomo dlaczego" zaczęło się im żyć lepiej...
I młodzi ludzie są za tym!
Zobacz także: Prof. Antoni Dudek: Nierówności dzielą Polskę na A i B