W każdym razie duża część tych wszystkich upeerowców i ich pobratymców politycznych była zwolennikami całkowitej prywatyzacji służby zdrowia. To wydawało mi się lekką przesadą, bo miałem lekarzy w rodzinie, którzy używali dość logicznych argumentów przeciwko. No a poza tym: „a co będzie jak przyjdzie wojna”?
Właśnie jest wojna. Podobno prywatna służba zdrowia ma wziąć w niej udział. Podobno, bo z tego co widziałem do tej pory, to jest z nią różnie. Ludzie czujący się bezpiecznie ze względu na najbardziej vipowskie abonamenty odbijali się od infoliń, z których odsyłano ich do lekarzy pierwszego kontaktu w przychodniach. No dobrze, może można tu i ówdzie przeprowadzić za kilkaset złotych dodatkowy test na Covid-19 albo zasięgnąć teleporady w sprawie palpitacji serca, ale w gruncie rzeczy całą siłę walki wzięły na siebie szpitale państwowe. Bo przecież ryzykowanie życiem mało się opłaca, a prywatna klinika to biznes.
Wczoraj politycy w Sejmie pokazywali sobie wzajemne nagrania. Premier wytknął Borysowi Budce, że ten jak chciał wyborów jesienią, to pokazywał posiadane przez siebie rzekomo „analizy”, że zarazy już nie będzie. Poseł Dziambor z Konfederacji wypomniał z kolei szefowi rządu, że sam w wakacje cieszył się z tego, że epidemia opanowana. Zabrakło mi jednak jednego nagrania. Z dawną gwiazdą Platformy Obywatelskiej, pani Beatą Sawicką mówiącą playboyowi Tomkowi z CBA, że „biznes na służbie zdrowia będzie robiony”.
Pani Sawicka, ta sama, którą potem zawsze niezawisły i niezależny politycznie sąd za rządów PO uznał za niewinną, chciała zdaje się zarobić. Ale jej słowa oddają także szersze podejście jej środowiska politycznego do tego, by dużą część służby zdrowia sprywatyzować. W tej sytuacji kwestia respiratorów byłaby prosta jak drut. Mieliby dostęp do nich najbogatsi albo i nikt. No chyba, że ktoś skonstruowałby sam na podstawie filmu w Youtubie, co byłoby elementem wzorcowej modernizacji w duchu Donalda Tuska.