Zdecydowana większość Polaków jest za przełożeniem wyborów prezydenckich, co wskazał ostatnio sondaż dla "Super Expressu" (ZOBACZ WYNIKI). Politycy PiS, na czele z Jarosławem Kaczyńskim, raczej mają na ten temat inne zdanie. Postawę prezesa PiS ostro skomentował m.in. ksiądz Stanisław Walczak, który przez 17 lat był misjonarzem w Zambii. "Jarosław Kaczyński i cała jego partyjna zgraja nienawidzą Polaków. Ten człowiek uznał się właścicielem zdrowia i życia każdego z nas" - stwierdził bez ogródek kapłan (WIĘCEJ O TYM TUTAJ). Wiele wskazuje na to, że upór PiS ma uzasadnienie w liczbach. Wyglądają one szokująco. Jak bowiem wynika z sondażu Kantar dla "Wyborczej", gdyby wybory odbyły się 10 maja, to Andrzej Duda z wynikiem 65 proc. głosów wybrałby w pierwszej turze. Jego główna konkurentka Małgorzata Kidawa-Błońska otrzymałaby tylko 10 proc poparcia! To oznacza, że druga tura wyborów prezydenckich 2020 nie byłaby potrzebna. Gdyby natomiast przełożono wybory prezydenckie 2020 na późniejszy termin, już po ustaniu epidemii, to urzędujący prezydent otrzymałby "zaledwie" 44 proc. głosów (Kidawa-Błońska - 19 proc.)
Oznacza to, ze wyborcy PiS - mimo że boją się epidemii koronawirusa - są bardziej zdeterminowani i gotowi pójść na wybory. Z sondażu wynika, że przy majowym terminie frekwencja wyniosłaby 31 proc., a przy późniejszym aż 61 proc.