Dziennikarz Mateusz Lachowski to dziennikarz i dokumentalista, który od początku wojny na Ukrainie jest niemal cały czas na miejscu i pracuje jako korespondent m.in. TVN. Korespondent wojenny w rozmowie na antenie "Raportu Złotorowicza" opowiedział o tym, jak wygląda obecnie sytuacja. Lachowski jest teraz w Mikołajowie, który jest położony około 40 km od frontu. To miasto w południowej części Ukrainy, ważny port i ośrodek przemysłu stoczniowego. Czy jest tam teraz dostęp do wody i żywności? - Tak, są tu powiewy normalności. Wczoraj kupiliśmy jedzenie, a nawet zamówiliśmy pizzę z żołnierzami. Jeśli chodzi o zaopatrzenie to sytuacja jest stabilna - powiedział korespondent.
CZYTAJ: Pokazali Rosjanom zdjęcia zniszczonej Ukrainy. Reakcje przechodniów zaskakują [WIDEO]
Opowiedział też o przykrej sytuacji. Okazuje się, że telewizja francuska, która relacjonowała sytuację z frontu, pojechała na pozycję wraz z ukraińskimi żołnierzami. Lachowski wyjaśnia, że zawsze umawia się, iż przed puszczeniem materiału pokazuje go żołnierzom, by sprawdzić, co będzie pokazana. Ważne by nie były to materiały, które mogą być niebezpieczne dla żołnierzy. A, jak mówi korespondent, Francuzi puścili reportaż, a pokazali w nim po pierwsze niezakryte twarze żołnierzy, a do tego pokazali mapy. W efekcie dosłownie dwa dni później doszło do ataku na Ukraińców w tym miejscu! - Żołnierze nawet nie dostali informacji, że reportaż zostanie opublikowany. Niestety... - mówi korespondent. Jeden z żołnierzy zginął, inny został wówczas poważnie ranny. Czy na terenach odbitych przez Ukrainę: - Możemy się tego spodziewać - ocenia krótko Lachowski.