Konstytucja według Tuska to cios w demokrację

2009-11-26 3:15

Zagarnianie całości władzy dla siebie i pod siebie jest przejawem kultury i myślenia fornalskiego, które wdarło się na salony - uważa prof. Wiesław Jan Wysocki

"Super Express": - Podoba się panu pomysł zmian w konstytucji zaproponowany przez premiera?

Prof. Wiesław Jan Wysocki: - Nie i te propozycje są tym bardziej niepoważne, że padły z ust człowieka z wykształceniem historycznym. W Niemczech Bismarck powiedział kiedyś: "Acht und achtzig Professoren und Vaterland, Du bist verloren", czyli osiemdziesięciu ośmiu profesorów i ojczyzna jest zgubiona. Patrząc na to, jak wiele stanowisk państwowych zajmują dziś w Polsce historycy, mam wrażenie, że to powiedzenie może się odnosić właśnie do nich. Są historykami, ale historycznego myślenia nie mają za grosz.

- Nawiązując do Niemiec, premier Tusk uważa widocznie, że system kanclerski, sprawdzający się tam, można przenieść do nas.

- To jest jakiś koszmar. Kształt polskich konstytucji wynikał z naszych tradycji i lokalnych uwarunkowań. Niemcy są państwem federalnym, bardzo się od nas różniącym. Choćby z dużą władzą pozostającą w rękach landów. To, że premier chce przerzucić do nas tamtejszy model, jest dla Polaków wręcz uwłaczające. Przypomina najgorsze tradycje serwilizmu. Ludzi, którzy nie do końca myśleli kategoriami państwa jako suwerena. Zbyt często zapominamy, że tradycja demokratyzmu polskiego jest dłuższa niż choćby anglosaska.

- Politycy Platformy bronią premiera, twierdząc, że powinien on zabierać głos w dyskusji na temat ustroju polskiego państwa.

- Głos w dyskusji - tak. Ale nie proponować czegoś nieprzemyślanego, korzystając ze swojej pozycji i chcąc narzucić swoją wolę innym. Konstytucje nie powstają dlatego, że jakiemuś politykowi dana forma wydaje się najbardziej pasować. Konstytucje rodzą się w długich procesach pełnych kompromisów. Takie debaty trwały wokół kształtu konstytucji marcowej. Po 1926 roku piłsudczycy też nie zaproponowali nowej konstytucji od razu. Choć obóz sanacyjny miał w Polsce pełnię władzy, prace nad nową ustawą musiały zająć lata. Wcale nie było łatwo ani ją przygotować, ani przyjąć. Na konstytucjach marcowej i kwietniowej ciążył jednak pewien polski grzech. Były pisane najpierw przeciwko marszałkowi Piłsudskiemu, a później pod niego.

- Ten grzech wydaje się ciążyć nadal. Pojawia się wrażenie, że pewne zapisy są proponowane za bądź przeciwko Kaczyńskiemu lub Tuskowi.

- Dokładnie tak. I jest to szalenie niepoważne i krótkowzroczne podejście do instytucji państwa. To politycy mają obowiązek dostosować się do wymogów prawa, a nie lepić je, jak uznają sobie za wygodne. Chyba że mamy do czynienia z namaszczonym przez Boga dyktatorem uosabiającym wszelką władzę. Demokracja wcale nie polega na oddawaniu całości władzy komuś, kto wygrał wybory. Jego działania nie mogą być pozbawiane kontroli. Konstytucji kwietniowej z 1935 roku różni niepoważni ludzie zarzucali faszystowskie zapisy. Ale nawet w niej silna pozycja prezydenta nie pozostawała bez kontroli. Obecna propozycja Tuska zakładająca np. zniesienie weta i ograniczenie Senatu, przy zwiększeniu uprawnień premiera jest, niestety, ciosem w demokrację. To zagarnianie całości władzy dla siebie i pod siebie. To przejaw kultury i myślenia fornalskiego, które wdarło się na salony i próbuje się na nich urządzać.

- Platforma myśli już podobno o rozpisaniu referendum z pytaniami o kierunki, w których powinno się zmienić konstytucję.

- To fatalny pomysł, bo obowiązujący kształt państwa, także obecnej konstytucji, nie wymaga plebiscytów, ale poważnych debat. I nie pojawia się ot, tak sobie. Normalne konstytucje powstają miesiącami, a nawet latami. Owszem, później może pojawić się referendum, aby uzyskać zgodę na dany projekt, ale nie w sprawie klecenia konkretnych zapisów pod danego polityka.

- Po wojnie w referendum "3 razy TAK" komunistyczne władze pytały o likwidację Senatu. Platforma nawiązywała już do tej formy, proponując w 2004 roku referendum ustrojowe "4 razy TAK".

- Pospieszne zmiany zapisów kształtujących ustrój na swoją korzyść i podpieranie takiego kroku plebiscytami, mogą się zdarzyć tylko w krajach, w których dochodzi do quasi-zamachu stanu. Tam, gdzie dominuje ciesząca się pewną popularnością grupa rządząca i usiłuje ona legitymizować podobne zmiany. W szanujących się państwach o pewnej tradycji demokratycznej to niedopuszczalne. Zastępowanie rzetelnej debaty konstytucyjnej plebiscytami jest niepoważne i szalenie niebezpieczne ze względów państwowotwórczych.

Prof. Wiesław Jan Wysocki
Historyk, kierownik Katedry Historii Najnowszej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie