Janusz Korwin-Mikke uważa, że kobiety powinny zajmować się wydawaniem pieniędzy, a nie zarabianiem, bo, jego zdaniem, koszty społeczne pracy kobiet są straszliwe. "Polityków zupełnie nie obchodzi, że dzieci bez opieki wałęsają się po szkole po ulicach, wpadają w narkomanię, chłopcy zakładają gangi, dziewczyny prostytuują się po galeriach czy w bramach. Ważne by rodzina zamiast smacznego taniego obiadu w domu zjadła opodatkowany posiłek w knajpie lub opodatkowaną garmażerkę! By zamiast uszyć firanki zamówiła szycie u (opodatkowanej) krawcowej lub kupiła (opodatkowane) gotowe" - pisze Janusz Korwin-Mikke. Zgadzacie się z naszym publicystą?
Niech kobiety rządzą – zamiast harować!
Jak wiele razy pisałem, najważniejszą rolę w gospodarce pełnia kobiety – bo to one KUPUJĄ. Poświęcając czas na nabywanie pożądanych dóbr, zmuszają producentów (na ogół mężczyzn), by wytwarzali towary dobre i tanie. Na wolnym rynku to one – konsumentki – rządzą. Producenci zmuszeni są spełniać ich kaprysy. Oczywiście samochody, pociągi, czołgi itp. kupują mężczyźni – ale ogromną większość podstawowych produktów kupują kobiety.
Kupują – bo lubią wydawać pieniądze. Bo dumne są, że coś kupiły taniej. Jeśli mąż kobiety zarabia 6000 złotych, a ona kupuje wszystko dwa razy taniej – to tak, jakby on zarabiał 12 000.
I to ona zarobiła te drugie 6000. Robiąc to, co lubi – a nie ślęcząc w biurze wypełniając nudne formularze; za 2700... Powtarzam: na wolnym rynku rządzi konsument – najczęściej kobieta – i zmusza do produkcji dobrych i tanich towarów.
A jaki jest interes producentów? By sprzedawać ludziom możliwie drogo byle jak robiony chłam! I dlatego wielcy producenci do spółki z lewicowymi rządami i bankami starają się wyrzucić kobiety z domów. By nie mogły poświecić na zakupy czterech godzin – tylko kupowały byle co, byle szybko w drodze z pracy do domu!
Rządy mają w tym dwa dodatkowe interesy. Po pierwsze: gdy fabrykant towar wyprodukowany za 10 zł sprzeda za 30 zł, to ma zysk 10 RAZY WIĘKSZY, niż gdy sprzeda go za 12 zł. A podatek jest przecież od zysku... I to podatek progresywny! Po drugie: gdy kobieta biegając pracowicie po sklepach kupi za 3000 zamiast za 6000 – to od tego jej zarobku państwo nic nie ściągnie. A jeśli pójdzie pracować za 2700, to państwo zabierze jej z tego 19 proc., czyli 513 złotych.
I dzisiejszych polityków zupełnie nie obchodzi, że dzieci bez opieki wałęsają się po szkole po ulicach, wpadają w narkomanię, chłopcy zakładają gangi, dziewczyny prostytuują się po galeriach czy w bramach. Ważne by rodzina zamiast smacznego taniego obiadu w domu zjadła opodatkowany posiłek w knajpie lub opodatkowaną garmażerkę! By zamiast uszyć firanki zamówiła szycie u (opodatkowanej) krawcowej lub kupiła (opodatkowane) gotowe.
I dlatego Wielki Przemysł popiera wszelkie ruchy typu LGBTQZ, wszelkie ruchy rozbijające i osmieszające rodzinę. I wmawia kobiecie, że jeśli zasuwa 8 godzin w pracy (ta praca może być całkiem bezsensowna!!) a potem pada na nos zajmując się domem i dziećmi, to jest „wyzwolona”.
No i w pracy szef może ją trochą pomolestować...