"Super Express": - W najbliższą niedzielę w programie 1 TVP planowana jest debata z udziałem czterech głównych kandydatów na prezydenta. Jednak Bronisław Komorowski jako jedyny odmówił wzięcia w niej udziału.
Prof. Janusz Czapiński: - To duży błąd. Przedstawił co prawda częściowo słuszne argumenty przeciwko uczestnictwu w debacie. Ale większość Polaków nie weźmie ich pod rozwagę. Będzie kierowała się prostymi skojarzeniami: nie ma go, więc stchórzył. Uważam, że udział w debacie to dla niego mniejsze zło. Nawet gdyby przyszedł, usiadł i cały czas milczał, straci mniej niż wtedy, gdy zostawi puste krzesło.
- Nie ma szans, by marszałek wyszedł z debaty zwycięsko?
- Nie. Podstawową przesłanką, która każe mi tak sądzić, jest debata z "przyjaznym" konkurentem, jakim był Sikorski. Marszałek wypadł wtedy fatalnie. Można więc się domyślić, jak sobie poradzi w starciu z tak ostrym i wrogim zawodnikiem, jak Jarosław Kaczyński. Nie miałby większych szans. Komorowski w ogóle dość kiepsko wypada w wystąpieniach publicznych, bez kartki.
- Sztab kandydata Platformy mówi, że debata nie została z nimi uzgodniona i odbędzie się w "PiS-owskiej telewizji".
- Z pewnością nie czułby się zbyt komfortowo, widząc, że filmują go w pewien określony sposób. Gdy nie miałby wpływu na wybór dziennikarzy zadających pytania itd. Tym bardziej że trzej pozostali kandydaci zawiązali przeciwko marszałkowi taką niepisaną koalicję. Biorąc udział w debacie, byłby w bardzo trudnej sytuacji, grałby na obcym boisku. Z drugiej strony, jak się nie zdecyduje, to w trakcie debaty kandydaci będą nieustannie nawiązywać do jego nieobecności. Na wizji będziemy oglądać czwarte, puste krzesło. Swoją drogą, nic nie stało na przeszkodzie, żeby sztab wyborczy marszałka sam zorganizował debatę wcześniej. Mamy w Polsce co najmniej trzy duże stacje ogólnopolskie, z których dwie nie są tak bardzo jednostronne politycznie, jak telewizja publiczna.
- Szef sztabu PO Sławomir Nowak powiedział, że marszałek chce debaty, ale takiej "jeden na jednego". Tylko z Jarosławem Kaczyńskim. I podobno to prezes PiS przed nią ucieka.
- Wyobraźmy sobie, że to Kaczyński jest w sytuacji Komorowskiego. Nieprzychylne mu środowiska organizują debatę i zapraszają go do niej. Na początku też by się ociągał. Ale to jest na tyle odważny facet, że w końcu pod ogromną presją społeczną by się zgodził. Tłumaczenia sztabu marszałka to próby sięgania lewą ręką do prawego ucha. Ratowania twarzy, aby jakoś wybrnąć z trudnej sytuacji i usprawiedliwić jego nieobecność. Do pojedynku w cztery oczy i tak dojdzie, ale dopiero po pierwszej turze. Dlaczego więc nie zacząć teraz w nieco szerszym gronie?
- Wszystko wskazuje na to, że marszałek Komorowski w debacie się nie pojawi
- A ja jednak ciągle wierzę, że weźmie w niej udział.
Prof. Janusz Czapiński
Psycholog społeczny, wykładowca Uniwersytu Warszawskiego