"Super Express": - Jarosław Kaczyński jest kandydatem PiS na prezydenta. Ma szansę na zwycięstwo?
Andrzej Morozowski: - Myślę, że większe, niż miałby jego brat.
- Dlaczego?
- Bo wytrąca Komorowskiemu z ręki najpoważniejszą broń, czyli krytykę Lecha Kaczyńskiego. Gdyby zdecydował się go atakować, to sam na tym ucierpi, bo będzie postrzegany jako ten kandydat agresywny. Może więc z tego podstawowego atutu korzystać w czasie kampanii bardzo ostrożnie. Z drugiej strony start Kaczyńskiego trochę mu pomaga. Bo może mówić, że prezes PiS będzie takim prezydentem, jakim był premierem. Musi tylko wykazać, że był złym premierem.
- Tak jak chciał wykazać, że złym prezydentem był Lech Kaczyński...
- Platforma miała prowadzić kampanię kandydata jako kogoś, kto wreszcie zastąpi Lecha Kaczyńskiego, który był w oczach wyborców PO złym prezydentem. W tej chwili to Komorowski pełni obowiązki prezydenta. I przez to traci kolejny atut. Nie może powiedzieć: "Ja będę lepszy", bo ludzie już teraz widzą, jaki będzie. Już dziś widzą, jak się sprawdza w nowej roli. Co więcej, pełni ją w czasie poważnego kryzysu. Wraz z Lechem Kaczyńskim w katastrofie zginęło wielu innych polityków i kandydat PO musi sobie z tym jakoś poradzić. Jak to robi, każdy oceni sam. Co więcej, oceni go już jako prezydenta: jak wygląda, jak mówi, jak prezentuje się publicznie podczas wystąpień. Poparcie dla niego może być niższe, niż gdyby startował tylko z pozycji kandydata i marszałka Sejmu.
- Jak Kaczyński powinien poprowadzić swoją kampanię?
- Wyborcom PiS musi pokazać Jarosława Kaczyńskiego innego od tego, który mówił: "My jesteśmy tu, gdzie wtedy, a oni tam, gdzie stało ZOMO". I ten zabieg jest prosty do wykonania, gdyż mamy krótką kampanię. Nie będzie w niej dużo miejsca na billboardy, na programy publicystyczne. Głównym polem walki staną się spoty reklamowe. A tu łatwo przedstawić Jarosława Kaczyńskiego jako człowieka zupełnie innego od tego, którego znaliśmy do tej pory. Spin doktorzy PiS mają wiele materiałów ze smoleńskiej katastrofy i pewnie nie zawahają się z nich skorzystać. Zobaczymy tam Kaczyńskiego jako człowieka złamanego bólem, któremu należy się współczucie. W spotach da się to połączyć z tłumami na Krakowskim Przedmieściu. Tak, jakby zbierały się tam również dla niego...
- Startując w wyborach, Kaczyński ryzykuje jednak własną karierę i dalsze losy PiS.
- Ale dobry wynik pozwoli jego partii wiele zyskać. Żałoba narodowa sprawiła, że zniknęło brzemię, które tak długo na niej ciążyło. PiS przestał być partią, do której trochę wstyd się przyznać. Partią, która stoi w miejscu i rzuca anachroniczne hasła, jak grzebanie się w przeszłości czy nieufność wobec Unii Europejskiej. Przeciwnicy Kaczyńskiego nie będą już mówić, że głosowanie na PiS to obciach. Część wyborców tej partii przestanie też wstydzić się swoich wyborów i nie będzie już okłamywać ankieterów.
Andrzej Morozowski
Dziennikarz i publicysta telewizji TVN, współautor programu "Teraz My!"