„Luna” na Powązkach
9 października 1975 r. w Warszawie zmarła Julia Brystiger. W powojennej Polsce nie było okrutniejszej komunistki. Prócz tego, że jako jedyna kobieta była dyrektorem departamentu bezpieki, osobiście znęcała się nad młodymi polskimi żołnierzami z Armii Krajowej, miażdżąc im przyrodzenie w szufladach. Tak zachowywała się m.in. w więzieniu karno-śledczym nr III, tzw. Toledo (nieistniejący już budynek przy ul. Ratuszowej 11 w Warszawie). Stąd przebiła nawet ikonę stalinowskich zbrodni - Helenę Wolińską, którą nie bez przyczyny nazywano potworem w mundurze. Brystiger zyskała miano „krwawej Luny”.
Urodziła się w 1902 r. w Stryju jako córka żydowskiego aptekarza. Przed wojną uzyskała doktorat z filozofii na lwowskim Uniwersytecie im. Jana Kazimierza. Od 1927 r. działała w Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom, a od 1931 r. w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. II RP karała ją za to więzieniem.
Po upadku Polski Julia Brystiger przyjęła obywatelstwo sowieckie. Razem z grupą innych kolaborantów współpracowała z sowieckim wydawnictwem w języku polskim „Nowe Widnokręgi” we Lwowie. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej zbiegła do Charkowa, a następnie do Samarkandy. W latach 1943–1944 pracowała w Zarządzie Głównym Związku Patriotów Polskich. W bezpiece, będąc jednocześnie członkiem PPR, „Luna” zaczęła działać już w grudniu 1944 r.
Kilka lat temu powstał na jej temat film „Zaćma” w reżyserii Ryszarda Bugajskiego. Dotyczy jednak nie znęcania się Brystigerowej nad naszymi Żołnierzami Wyklętymi, ale przede wszystkim jej nawrócenia. Nawrócenia, dodać trzeba, rzekomego, bo wystarczających dowodów na przemianę czerwonej bestii nie ma. Co innego, gdyby publicznie rozliczyła się ze swoją przeszłością, przeprosiła za wyrządzone krzywdy. Żadnego takiego aktu ekspiacji w przypadku krwawej „Luny” nie było.
I tak powstała kolejna produkcja wybielająca komunistów - morderców Polaków. Kolejna po „Pokłosiu”, „Idzie”, „W ciemności”, ale także filmach