„Super Express”: – Po wczorajszych wypowiedziach Jacka Sasina staje się chyba jasne, że forsowane przez niego wybory korespondencyjne 10 maja jednak się nie odbędą. Jeśli to już pieśń przeszłości, to co w takim razie zrobi PiS?
Paweł Lisicki: – To, że termin 10 maja jest niemożliwy do przeprowadzenia wyborów w jakiejkolwiek formie, było wiadomo już od dawna. Szkoda, że wcześniej w obozie rządowym tego nie zrozumiano i z niezrozumiałym uporem do niego dążono. Dziś odpowiedź na pytanie, jak z tego wybrnąć, nie jest taka prosta, bo i czasu na działanie zostało mało.
– Przełożenie wyborów na 23 maja, które politycy PiS sygnalizują od jakiegoś czasu, jest według nich proste i możliwe.
– Ten scenariusz wymagałby zapewne szybkich zmian w prawie, a to oznacza współpracę z opozycją, zwłaszcza w Senacie, a na nią trudno liczyć. I czy dodatkowe 2 tygodnie coś by zmieniły? To też wydaje się niemożliwe. Najrozsądniejsze i najprostsze na dziś jest wprowadzenie stanu klęski żywiołowej i przełożenie wyborów na wczesną jesień.
– PiS już udowodnił, że proste rozwiązania nie są dla niego. Co więcej, wymagałoby to przyznania się do błędu ze strony rządzących, a politycy wolą brnąć w niemożliwe, niż do błędu się przyznać.
– Powiedzmy sobie szczerze: ten błąd jest zarówno skutkiem własnych działań, jak i obstrukcji ze strony opozycji. I biorąc pod uwagę, że politycy zawsze sprawnie przerzucają odpowiedzialność na drugą stronę, odwracając uwagę od własnych uchybień, nie sądzę, żeby to było aż takim dużym problemem. Warto więc zwrócić się do zdroworozsądkowego rozwiązania i odłożyć wybory na 3 miesiące, by na przełomie sierpnia i września przeprowadzić je już w normalnej formie.
Rozmawiał Tomasz Walczak
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj
Kiedy wybory? Paweł Lisicki: Do urn jesienią
2020-05-04
19:56
Redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" o tym, kiedy odbędą się wybory prezydenckie.

i