Katolicy mogą ciągle uczyć swoje dzieci systemu wartości zawartego między innymi w Biblii i będącego najważniejszym punktem odniesienia dla zbiorowej moralności. Mogą jeszcze czytać Biblię. Potrwa to kilka, co najwyżej kilkanaście lat. Później Biblia zostanie - przynajmniej w Europie - ocenzurowana, a katolicyzm zostanie zakazany. Dlaczego?
Katolicy (i nie tylko) mogą przeczytać w Piśmie Świętym o homoseksualistach, między innymi: "Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, sami tę śmierć na siebie ściągnęli". Tak jednoznacznych cytatów jest dużo więcej. Homoseksualizm jest więc grzechem. Jednocześnie katolicy, którzy tak właśnie uważają, nie mogą tego mówić, bo narażają się na szykany. Katolicy w Polsce nie mogą już odmówić w swojej katolickiej szkole zatrudnienia nauczyciela z powodu jego orientacji seksualnej.
Oznacza to wychowywanie katolickich dzieci w absolutnej schizofrenii. Uczy się je, że homoseksualizm jest moralnie niedopuszczalny, a jednocześnie państwo potrafi zmusić taką szkołę do zatrudnienia w charakterze nauczyciela (a więc wzorca) geja albo lesbijkę. To sytuacja przejściowa. Coraz potężniejsze europejskie lobby wymusi w najbliższych latach zmiany zawarte w tytule tego komentarza. Na początek ci, którzy będą się przeciwstawiać, będą musieli publicznie przepraszać i zapewniać, że nie są homofobami. Jak wczoraj minister Elżbieta Radziszewska.