– Obostrzenia nie będą dotyczyły kandydatów na prezydentów. To oczywiste, że jeśli ktoś zdobędzie taki urząd, musi zrezygnować z funkcji w spółce – powiedział nam jeden z polityków PiS walczących o fotel włodarza dużego miasta. Jego słowa potwierdza przypadek Przemysława Drabka (39 l.), który po wyborach ma zostać prezydentem Bielska-Białej.
Drabek pracuje w spółce Centrum Biurowe Plac Grunwaldzki. Spekulowano, że jego kariera zawiśnie na włosku. – Na ten moment nadal mam poparcie struktur PiS. Tyle mogę powiedzieć – w rozmowie z "SE" ucina kandydat na prezydenta. W zeszłym roku zarobił w swojej spółce ponad 69,5 tys. zł.
Są jednak działacze PiS, którzy będą musieli wybierać: albo polityka, albo ciepła posadka. Andrzej Bodziony (42 l.) z nowosądeckiej rady miejskiej nie ma wątpliwości. Jeśli trzeba będzie zrezygnować z polityki, to zrezygnuje. – Pracuję w tym miejscu 19 lat, zostawiłem tu kawał życia – opowiada nam dyrektor sieci krakowskiego oddziału Poczty Polskiej, który w 2017 r. zyskał ponad 187 tys. zł.
Nie zawsze jednak wybór jest tak oczywisty. Andrzej Jaroch (70 l.) niedoszły poseł i szef klubu radnych PiS w sejmiku dolnośląskim zarobił prawie 100 tys. w radach nadzorczych PGEGiEK oraz KGHM Cuprum. – Jeżeli będę musiał wybierać, będę chciał kandydować do Sejmiku – powiedział "Gazecie Wrocławskiej".
O komentarz chcieliśmy poprosić wczoraj Beatę Mazurek, ale nie udało się z nią skontaktować.