PiS nie ma powodu do triumfalizmu
„Super Express”: - Pewnie na początku maja wielu polityków PiS-u, szykując się kongresu partii myślało o sobie, że będzie to wielka stypa po przegranych wyborach prezydenckich. Tymczasem zeszłotygodniowa impreza ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego pełna była optymizmu. Nowy-stary prezes wzywał działaczy do walki o 40 proc. poparcia w wyborach parlamentarnych w 2027 r. PiS ma powody do triumfalizmu?
Prof. Rafał Chwedoruk: - Bez wątpienia zwycięstwo Karola Nawrockiego to była największa niespodzianka we wszystkich wyborach 1989 r. Partia wygrywała w trudnej dla siebie sytuacji, mając kandydata, któremu towarzyszyły kontrowersje większe niż wszystkim zwycięskim kandydatom do tej pory. Ale to jeszcze nie powód, żeby popadać w triumfalizm.
- Czemu?
- Pierwsza tura pokazała, że choć Prawo i Sprawiedliwość ma prawdopodobnie najlepszych sztabowców, to nie rozwiązało jeszcze swoich strukturalnych problemów. Może poza jednym. Otóż te wybory oznaczają, że nie będzie żadnych rozliczeń w PiS za przegraną w roku 2023 r. Taktyka na przeczekanie, którą przyjął wtedy Jarosław Kaczyński, okazała się być bardzo skuteczna. Rozdyskutowaną i zaniepokojoną całą sytuacją partię postanowił uwikłać w konflikty, często bezsensowne z góry przez PiS. Pozwoliło to jednak realnie policzyć siły, wymusić niejako lojalność na działaczach partii i uniknąć rozliczeń w momencie, w którym PiS toczył kolejną polityczną kampanię. W 2024 r. PiS przegrywał raz za razem, ale jednocześnie utrzymywał jedność. Wybory prezydenckie ujawniły poważny deficyt tej partii.
- Jaki?
- Prawo i Sprawiedliwość w dalszym ciągu boryka się i borykać się będzie z deficytem poparcia najmłodszej generacji. W pierwszej turze Karol Nawrocki tak jak Rafał Trzaskowski wypadł wśród najmłodszej generacji bardzo słabo. W drugiej turze głosowała przeciw Kaczyńskiemu lub Tuskowi. A niekoniecznie głosowaniem za partią, która Karola Nawrockiego wylansowała. Wreszcie także Prawo i Sprawiedliwość nie rozwiązało problemu prawicowej konkurencji.
- Można wręcz powiedzieć, że problem się zwielokrotnił.
- Tak, pamiętamy, że jednym z głównych elementów strategii Prawa i Sprawiedliwości było szybkie pokonywanie w politycznych starciach wszelkich poważnych innych formacji prawicowych. Zarówno na prawo od PiS-u, jak i trochę na lewo od niego. Tymczasem tutaj Konfederacja wyraźnie się wzmocniła. Kiedy spojrzymy na geografię wyborczą, warto zwrócić uwagę, że Konfederacja i Mentzen zyskali w okręgach tradycyjnie zdominowanych przez PiS. I co jeszcze gorsze dla PiS-u, pojawił się Grzegorz Braun, który dostał głównie głosy byłych wyborców PiS-u i to w największych bastionach tej formacji na Lubelszczyźnie, podkarpackim, częściowo w małopolskim i i podlaskim.
- Nowogrodzka może znaleźć na to jakieś proste recepty?
- Prawo i Sprawiedliwość będzie musiało szykować coś dla tradycyjnych wyborców i prowadzić z pewną nadzieją po tych wyborach politykę odmładzania kadr. Dopiero teraz będziemy obserwować próby poradzenia sobie z tymi dwoma wyzwaniami – z prawicową konkurencją oraz z deficytem poparcia wśród młodych.
- Na razie jeszcze przed kongresem Jarosław Kaczyński zapowiadał wysłanie działaczy w teren i objazd Polski, idąc śladem pielgrzymującego po kraju Sławomira Mentzena. Kopiuj-wklej zadziała?
- Cóż, to wszystko będzie będzie wymagało długofalowej strategii, obarczonej zresztą pewnym ryzykiem. To znaczy PiS, walcząc o młodych ludzi, będzie ich odbierać przede wszystkim Konfederacji. Oczywiście, dla PiS-u jako partii będzie to bardzo korzystne i, jak sądzę, są na to szanse ze względu na słabość organizacyjną Konfederacji na tle partii Jarosława Kaczyńskiego. Tyle, że jeśli Konfederacja osłabnie, siłą rzeczy mogą osłabnąć szanse PiS-u na powrót do władzy. Bo wbrew zapowiedziom prezesa, że partia ma walczyć o 40 proc., PiS nie będzie w stanie powtórzyć wyników z 2015 i 2019 r. i samo nie będzie w stanie rządzić. Będzie to więc wymagało pewnej subtelności, zwłaszcza, że Sławomir Menzel bardzo wyraźnie sygnalizował, że obawia się mariażu z z Prawem i Sprawiedliwością i będzie próbował wygrywać antyelitarność.
- Elementem walki o odzyskanie władzy ma być ośrodek prezydencki. To z niego mają być wyprowadzane kolejne ciosy osłabiające Platformę Obywatelską i jej koalicjantów. Czy rzeczywiście Kancelaria Prezydenta da radę stać się taranem, który wyczyści tę drogę?
- Ośrodek prezydencki będzie trochę substytutem PiS-u, który ze względu na siłę negatywnych stereotypów wokół tej partii nie wszystkie kampanie było zdolne wygrywać. Natomiast myślę, że że podstawowa misja prezydenta Karola Nawrockiego i jego ludzi będzie misją pojednawczą. Ale nie między PiS-em i Platformą Obywatelską, ale między PiS-em a Konfederacją. Będzie próbował znaleźć pomost między partiami, ale przede wszystkim pomiędzy wyborcami obu formacji, którzy są przecież bardzo od siebie różni. Prawicowość obu tych elektoratów nie jest tożsama, a w wielu wypadkach wyborców Konfederacji ich prawicowość w ogóle stoi pod pewnym znakiem znakiem zapytania. Do tego dochodzą różnice generacyjne.
- Co z tego wynika dla Karola Nawrockiego?
- Nie zdziwmy się, jeśli będą takie przykłady, w których nowy prezydent będzie działał blisko tego, co chciałaby Konfederacja, a trochę dalej od tego, co chciałby Prawo i Sprawiedliwość. I to będzie jedno z najciekawszych pól konfrontacji w polskiej polityce.
- Jeśli zaś chodzi o kohabitację z rządem, na co się mamy szykować? To będzie walka o krzesło i samolot jak w czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego i premierostwa Donalda Tuska tyle, że na sterydach?
- Tak, choć mimo tego, że Karol Nawrocki wygrał przy bardzo wysokiej frekwencji, to jego pozycja jako polityka nie jest tak silna, jak była wtedy Lecha Kaczyńskiego, który nie był przecież politykiem bez doświadczenia i bez dorobku. Miał przeszłość prezydenta Warszawy i szefa NIK-u. Miał wreszcie potężną pozycję także wśród wielu wyborców niezwiązanych z rodzącym się jako poważna siła polityczna PiS-em. Natomiast Karol Nawrocki dopiero teraz na serio pojawił się w dużej polityce. Nie będzie to dokładnie taka sama wojna, choćby dlatego, że obaj przeciwnicy – PO i PiS - świetnie się znają, bo przez lata z sobą sobą walczyli. I jeszcze coś, co nada temu sporowi innego kolorytu?
- Co ma pan na myśli?
- Nie chcę powiedzieć, że PiS i Platforma są partiami schyłkowymi, bo tak nie jest. Ale obie formacje nie mają takich perspektyw wzrostu, jakie miały wtedy, kiedy zagospodarowały, że tak powiem, opuszczone przez innych politycznych graczy społeczne przestrzenie. Tym niemniej myślę, że momentami będzie bardzo spektakularnie w tym konflikcie. I to, co jest szczególnie interesujące, to to, czy koalicja rządząca i sama Platforma zdecyduje się przed wyborami na nowego, młodszego premiera. Takiego, który będzie mógł odgrywać większą rolę w walce o najmłodsze pokolenie wyborców i który byłby naturalną antytezą i dla Mentzena, i dla Nawrockiego.
Rozmawiał Tomasz Walczak