Poinformował jednak, że według niego sprawa krzyża "jest w ręku określonego ugrupowania politycznego" (w domyśle PiS-u) i że wystarczyłoby jedno słowo prezesa Prawa i Sprawiedliwości, żeby wyciszyć cały gorszący spór. Prezes Jarosław Kaczyński nie odpowiedział jednak na ten list.
Żyjemy w niezwykłych czasach. Oto duchowni proszą polityków o załatwienie przeniesienia krzyża z publicznego świeckiego miejsca do kaplicy lub świątyni. Politycy, którzy deklarują, że są gorliwymi katolikami, nie słuchają arcybiskupów i nawet im nie odpowiadają.
Słowa Kaczyńskiego, że cały ten spór wywołała nierozsądna wypowiedź Bronisława Komorowskiego, są prawdziwe. Równie prawdziwe są jednak fakty dotyczące udziału samego Kaczyńskiego we wspieraniu gorszącego widowiska przed Pałacem Prezydenckim. Prezes PiS nie chciał zakończenia konfliktu o krzyż - w świetle wczorajszej wypowiedzi arcybiskupa Gocłowskiego staje się to absolutnie jasne. Jasne jest również, że krzyżem przed Pałacem Prezydenckim grali także inni politycy. Niezależnie od przekonań politycznych czy światopoglądowych to jest powód do naszego wspólnego wstydu. To, że nie potrafiliśmy temu zapobiec.