"Super Express": - Od ponad tygodnia spekuluje się o dymisji ministra Jacka Rostowskiego. Minister odejdzie? Powinien odejść?
Józef Oleksy: - To jest wróżenie z fusów. Nie chcę się w to wdawać, bo nie znamy szerszych zamierzeń premiera Tuska. Rekonstrukcja rządu w związku z osłabieniem Platformy musiałaby być wymowna, czyli przekonująca, że idzie we właściwą stronę i oznacza znalezienie nowego potencjału.
- Wymiana ministra Rostowskiego nie byłaby wymowna?
- Byłaby, ale tylko z punktu widzenia jednej sprawy, czyli budżetu i finansów państwa. Ale nie przesądzając, co premier zrobi, myślę, że to nie jest właściwy moment. Pamiętajmy, że na początku września rząd musi złożyć nowy projekt budżetu na rok 2014. Musi też załatać sprawy nowelizacji tegorocznego. Kto w takiej sytuacji wymienia księgowego? To byłoby posunięcie samobójcze. Dopiero wtedy mogłaby powstać gmatwanina wyliczeń i pomyłek. Wymiana ministra finansów w tym momencie byłaby na pewno spektakularna, ale niekoniecznie korzystna z punktu widzenia procesów budżetowo-finansowych.
- To może trochę później?
- Później to już inna sprawa, bo dochodzimy do tematu zapowiadanej rekonstrukcji. Premier to wciąż odkłada. Sam tępi ostrze tego instrumentu. Jeśli chce się osiągnąć szokowy efekt mobilizacyjny, to nie ucina się psu ogona po kawałku tylko jednym cięciem.
- Coś takiego mieliśmy na wiosnę, gdy premier właściwie tydzień po tygodniu zapowiadał lub wprowadzał zmiany w rządzie. Zdymisjonowani zostali ministrowie Budzanowski i Gowin, a nominowani Karpiński i Biernacki.
- Teraz jest czas, kiedy premier musi dokonać jakiegoś zwrotu. Ale najpierw musi uporządkować sprawy budżetowe, na teraz i na przyszły rok. Do tego obiektywnie jest mu potrzebny Jacek Rostowski. Nie przesadzajmy, że to jest taki zły minister. Błędy błędami, ale nie popełnił ich sam. Kompetencji mu nie brakuje, ale i on się zużywa.
- Może trzeba go poświęcić, żeby odzyskać choć część poparcia społecznego. Taki zabieg pomógłby uratować wskaźniki sondażowe Platformy?
- Pewnie tak. Minister jest ważnym filarem tego rządu, więc taka zmiana oznaczałaby, że premier docenia powagę spraw. Ale wymiana jednej osoby naprawdę niewiele zmienia. Choćby to był najważniejszy minister.