"Super Express": - Rekonstrukcję rządu wielu wyborców odebrało jako zdobywanie przez PiS centrowego elektoratu. Środowisko "Gazety Polskiej" przyjęło jednak te zmiany źle, ze względu na ministra Macierewicza.
Joanna Lichocka: - Nie powiedziałabym, że źle. Prawica to szerokie środowisko. Są naturalne różnice, wieloletnie kontakty, sympatie, znajomości. I tak krytyczne stanowisko np. Tomka Sakiewicza, redaktora naczelnego "Gazety Polskiej", jest tylko jednym z wielu głosów. Nie dziwi mnie to jednak, bo to środowisko bardzo ceni Antoniego Macierewicza. To środowisko od samego początku tak dobitnie i otwarcie dopominało się o prawdę o Smoleńsku.
- Głównym celem ataków jest w tym przypadku prezydent Duda. "Gazeta Polska" od nadania mu tytułu człowieka roku jej klubów przeszła do pisania o nim per "Dudaczewski".
- To jest przesada charakterystyczna dla emocji w polityce. Myślę, że prezydent Duda nie zasłużył na aż tak krytyczne opinie elektoratu. Poczekajmy, aż pierwsza fala emocji opadnie. Przypomnijmy, jak ogromne rozczarowanie było, kiedy odesłał do trybunału ustawę o zgromadzeniach. Albo pierwszą wersję ustaw o sądownictwie. Nie tylko w środowisku "Gazety Polskiej", ale całym PiS. I co? Wszystko skończyło się dobrze.
- Redaktor Sakiewicz stwierdził, że premier Morawiecki musiał "poświęcić Macierewicza", bo prezydent groził, że nie podpisze żadnej nominacji, dopóki nie będzie dymisji w MON.
- O niczym takim nie słyszałam. Mam zresztą wrażenie, że klub parlamentarny i cały PiS przyjęły rekonstrukcję z większym spokojem i zaufaniem do liderów partii niż część publicystów. Nie słyszałam też, żeby któryś z posłów w klubie tak tę zmianę przedstawiał. No, ale ja nie jestem w kierownictwie partii i klubu.
- W kierownictwie nie, ale może jest pani kimś ważniejszym. Z wywiadu z red. Sakiewiczem wynika, że jest pani "kingmakerem" i gdyby nie występ w pani filmie "Mgła", to nikt by Andrzeja Dudy nie znał. Zobaczyło go 5 mln widzów i został prezydentem.
- To kompletna przesada. Nie ja "stworzyłam" Andrzeja Dudę. Wygrał kampanię dzięki swojej pracowitości i talentowi, kontaktowi z ludźmi, których do siebie przekonał. Była ciężka praca Beaty Szydło i sztabu. A zaistnienie na scenie politycznej umożliwił mu Jarosław Kaczyński. Co ma do tego film?! Nie zgadzam się też z krytyczną opinią o zaangażowaniu prezydenta Dudy w sprawę smoleńską.
- Red. Sakiewicz powiedział, że Andrzej Duda "nic nie zrobił dla wyjaśnienia prawdy o tym, co stało się 10 kwietnia".
- Zupełnie się z tym nie zgadzam. Film "Mgła" powstawał niemal od razu po katastrofie w Smoleńsku. I wówczas nie wszyscy, nawet z Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, mieli odwagę stanąć przed kamerą i opowiedzieć, jak wyglądała gra Donalda Tuska z Rosjanami przeciwko polskiemu prezydentowi. Andrzej Duda miał tę odwagę. Opowiedział o tym, opowiedział, jak wyglądało przejmowanie kancelarii przez ludzi prezydenta Komorowskiego, jakie były reakcje w PO. To nie było coś, na czym on wtedy zyskał. Wtedy, w 2010 r., u szczytu potęgi Platformy to nie otwierało, ale zamykało wszelkie polityczne drzwi.
ZOBACZ TAKŻE: Posłanka Lichocka do kobiety Petru: chyba nie wstałaś z kolan