Jak zdradził Jarosław Gowin, Andrzej Duda osobiście do niego dzwonił, by oprotestować planowane zamknięcie stoków narciarskich w ramach koronawirusowych obostrzeń. Prezydenckie non possumus jest oczywiście na swój sposób budujące. Andrzej Duda, który po wygranych latem wyborach prezydenckich okopał się w swojej samotni i zniknął z radarów opinii publicznej, wydawał się politykiem wypalonym.
A Wy co sądzicie o narciarskich pasjach Andrzeja Dudy? Podzielcie się komentarzami pod tekstem!
Jakby dopadł go Weltschmertz, który pozbawił go całkowicie energii i pasji. Wielokrotnie prosiło się, żeby zajął stanowisko, opowiedział się w jakiejś sprawie, ale ten jakby postanowił spędzić drugą kadencję w myśl zasady wschodniej sztuki dobrego życia „tisze jedziesz, dalsze budziesz”. A tu proszę, jednak świat zewnętrzny nie jest mu aż tak obojętny. Perspektywa straconego sezonu narciarskiego potrafiła ożywić prezydenta i wykrzesać wolę walki, o jaką wielu już go nie podejrzewało.
Ciesząc się, że pan prezydent jednak potrafi być jeszcze sprawczym politykiem, należy jednocześnie zauważyć, że cała ta historia kompromituje nie tylko rządową politykę walki z koronawirusem, ale i sposób, w jakim funkcjonuje państwo PiS.
Raz, że między bajki można włożyć rządowe opowieści o ekspertach, którzy na podstawie danych i własnej wiedzy, decydują, co zamknąć, a co otworzyć w czasie pandemii. Wszystkich zastanawiała przypadkowość tych decyzji i chaos, który im towarzyszył. Ale czy kogoś jeszcze dziwi, czemu pandemia wymknęła się rządowi spod kontroli, skoro o metodach walki decyduje prywata polityków Zjednoczonej Prawicy? Czasem jest to hobby jednego, czasem bardzo realny interes ekonomiczny innego prominenta. Przybliża to Polskę do państwa nomenklaturowego, które ze sprawnym państwem, działającym w interesie obywateli ma niewiele wspólnego.