Gowin

i

Autor: Andrzej Lange

Jarosław Gowin: Nie zmienię poglądów, nie dołączę do PiS, nie odejdę z polityki

2013-08-16 9:22

Jarosław Gowin o tym, co po wyborach na szefa Platformy.

"Super Express": - Kończy się głosowanie na szefa Platformy. Nie ma pan wrażenia, że okazało się ono wyjątkowo nic nieznaczące po tym, jak dzięki wyciekowi nagrania ze spotkania premiera z lokalnymi działaczami partii wyszła na jaw niezwykle brudna wewnętrzna wojna? Wygląda bowiem na to, że prawdziwa gra o przywództwo toczy się gdzie indziej i to nie pan jest głównym aktorem.

Jarosław Gowin: - Nie traktuję tych niefortunnych taśm jako wyrazu wewnętrznej walki w PO. To raczej indywidualny wyskok nieodpowiedzialnego działacza.

- Ten wyskok wygląda raczej na inspirowany przez jednego z walczących. Wszystkie tropy prowadzą do Grzegorza Schetyny.

- Nie wierzę, że to on za tym stoi. Nie sądzę, żeby posługiwał się takimi metodami, a poza tym jest zbyt wytrawnym politykiem, żeby zostawiać tak ewidentne tropy. Natomiast wracając do kwestii tego, czy wybory mają sens, to proszę przejechać się po miejscowościach, które odwiedzałem w czasie mojej kampanii. Kiedy porozmawia pan z ludźmi, z którymi ja rozmawiałem, to usłyszy pan, że choć wewnętrzne wybory w PO mają dla nich znaczenie drugorzędne, to moja rywalizacja z premierem sprawiła, że ludzie bardziej interesują się polityką.

- Odnoszę jednak wrażenie, że to, iż prowadził pan tę kampanię wśród Polaków, a nie działaczy partii, dowodzi, że dla pana te wybory są jednak niewiele znaczące i dostrzegł pan potrzebę budowania swojej przyszłej pozycji politycznej.

- Po pierwsze, z działaczami PO też się spotykałem. Po drugie, nie zorganizowano żadnych konwencji wyborczych, a w czasie wakacji skrajnie trudno było dotrzeć do członków partii. Po trzecie, od początku uznałem, że wybory na szefa Platformy, zdecydują jednocześnie, kto będzie premierem. A to już jest coś, co interesuje ogół obywateli. Szkoda, że mój konkurent ograniczył się jedynie do zamkniętych spotkań z aparatem partyjnym.

- Dobrze wiedział, kto będzie decydował o wyborze i, jak pokazały taśmy z Dolnego Śląska, co powiedzieć swoim wyborcom, żeby wzbudzić ich zachwyt.

- Pytanie tylko, czy takimi metodami premier buduje swój autorytet i pozycję Platformy. I co o takiej kampanii i takim "zwalczaniu pisiorów" myślą normalni Polacy. Przecież to dla nich powinniśmy prowadzić naszą działalność.

- Premier doskonale rozumie, że najpierw trzeba dać coś działaczom, a dopiero potem martwić się, jak zadowolić obywateli.

- Mam wrażenie, że po tym, jak premier przeforsował wakacyjny termin wyborów, założył, że nie będę w stanie przeprowadzić żadnej kampanii wyborczej. Zaskoczyłem go swoją aktywnością i bezpośrednim wyjściem do ludzi.

- To, jak pan prowadził tę kampanię, może zaszkodzić premierowi na zewnątrz partii, a także samej PO, której linię nieustannie pan podkopywał?

- Nie zgadzam się z tym zarzutem. Zresztą sondaże pokazują, że popularność PO nie zmalała. W dwóch sondażach nawet wzrosła.

- Nie umacniał pan jednak wizerunku PO jako sprawnej, działającej na rzecz obywateli partii.

- Ale przecież w swojej kampanii broniłem programu Platformy. Tego prawdziwego, a nie tego, którym zastąpili go Donald Tusk i Jacek Rostowski.

- Czasy się jednak zmieniają. Dziś PO jest inną partią niż dekadę temu. Gdyby się nie zmieniała, nie rządziłaby już dwie kadencje. A pan ten przez wielu wyborców zaakceptowany kurs podważył. Z czasem pańska kampania może więc zebrać ponure dla PO żniwo.

- Muszę z satysfakcją powiedzieć, że ten klasyczny program Platformy - powrót do wolności gospodarczej, ograniczenie biurokracji, obniżanie podatków - to coś, czego Polacy, z którymi się spotykałem, słuchali z pełną akceptacją.

- Niech duch Grzegorza Schetyny powróci do naszej rozmowy. Pojawiają się interpretacje, że pan i pańska kampania wyborcza to pionki w grze szefa dolnośląskiej Platformy, dzięki którym może sobie nie brudzić rąk podszczypywaniem Tuska.

- Nie ma żadnego porozumienia politycznego między mną a Grzegorzem Schetyną.

- Nie twierdzę, że jest. Po prostu oddał pan Schetynie dużą przysługę, rzucając rękawicę premierowi.

- W pewnym sensie mój start mu pomógł. Gdybym bowiem ja się nie zdecydował, on pewnie byłby do tego startu zmuszony.

- I pewnie podzieliłby pański los. Jakkolwiek bowiem pan się starał, trudno oczekiwać, że wygra pan z faworyzowanym premierem. Już pan wie, jak się odnaleźć w sytuacji przegranego?

- Będę robił to, co do tej pory - popularyzował wolny rynek i zwiększanie udziału obywateli w życiu politycznym.

- Jeszcze w ramach Platformy?

- Dlaczego miałbym odchodzić z partii?

- Może pan sam nie odejdzie, ale stado politycznych wilków już ostrzy sobie na pana zęby i tylko czeka na sygnał do ataku. Ten może skończyć się pańskim usunięciem z partii.

- Jeśli zostanę wyrzucony z Platformy, rozpocznie się nowy etap mojej działalności. Mogę pana zapewnić, że nie zmienię swoich poglądów, nie dołączę do PiS i nie odejdę z polityki.

- Skoro pan z polityki nie odejdzie, ma już pan plan awaryjny na wypadek perturbacji w PO.

- Wszystkie moje plany wiążę z Platformą. Jestem jednak człowiekiem, który potrafi szybko budować alternatywne scenariusze.

- Jeśli pana z PO nie wyrzucą, to pańscy adwersarze nie urządzą panu takiego piekła, że w końcu sam pan odejdzie?

- Polityka jest dla ludzi o grubej skórze i twardych kręgosłupach. Nie boję się ani krytyki, ani rywalizacji. Można zarzucać mnie i mojej kampanii wiele rzeczy, np. że była za ostra, ale nikt nie może mi zarzucić braku waleczności.