"Super Express": - Daniel Kalemba, syn nowego ministra rolnictwa, powiedział, że nie zrezygnuje z pracy w Agencji Rynku Rolnego. Czy widzi pan tu w ogóle jakiś problem?
Janusz Wojciechowski: - Do standardów uczciwości w życiu publicznym należy to, by w firmach państwowych nie było podporządkowania między członkami najbliższej rodziny. Tu mamy dość odległą relację między synem pracującym na jakimś podrzędnym stanowisku a ojcem ministrem. Mimo to jeśli Kalemba zobowiązał się, że syn nie będzie tam pracował, to powinien się z tego wywiązać.
- Tym bardziej że po aferze taśmowej i dymisji Sawickiego od nowego ministra oczekujemy przede wszystkim walki z nepotyzmem. Kalembie uda się zrobić porządek w agencjach rolnych?
- Myślę, że kluczową postacią w tym kryzysie jest premier Tusk. Gdyby naprawdę chciał uporządkować resort, to by zrobił, jak mówił, i sam pobył jakiś czas ministrem rolnictwa. Może zrezygnował, bo zrozumiał, że musi zacząć od własnego podwórka, np. od byłego ministra skarbu Grada, który - jak mówią media, a nikt tego nie dementuje - dostał posadę za 110 tysięcy.
- Zna pan osobiście Stanisława Kalembę?
- Poznałem go dawno temu, ale przez ostatnie pięć lat mógł się zmienić. Zawsze miałem go za kompetentnego polityka, uczciwego człowieka i działacza zatroskanego o sprawy wsi. Sprawny technicznie, dobry administrator. Gdyby jednak miał przystąpić do reformy KRUS i wprowadzania podatku dochodowego dla rolników, to bardzo bym się zdziwił. Mam nadzieję, że nie będzie uczestniczył w tak liberalnej polityce.
- Myśli pan, że długo porządzi resortem?
- Nie wiem, ale miał jedną niepowtarzalną okazję, by się wykazać, i ją zaprzepaścił. Gdy Tusk był pod presją i musiał szybko obsadzić resort, Kalemba mógł na nim wymóc jednoznaczną deklarację - że premier zawalczy o wyrównanie dopłat dla polskich rolników. Nie zrobił tego i dlatego jest już na starcie przegrany.
- Takiego ministra chce Tusk - po zawziętym i ambitnym Sawickim cichy Kalemba, który zgadza się na liberalne reformy?
- Rola ministra rolnictwa nie jest aż tak wielka, jak się niekiedy przypuszcza. Sprawy najważniejsze, czyli wspólnej polityki rolnej, są traktowane jako najwyższej wagi. To premier musi walczyć o dopłaty, a nie Sawicki czy teraz Kalemba. Nowy minister jest na to po prostu "za krótki", choć pod kątem wiedzy na temat rolnictwa jest zdecydowanie lepszy od poprzednika.
- Premier odpuścił sobie kwestię dopłat?
- Nie znam żadnego jego działania w tej sprawie. Nigdy nie słyszałem, by po powrocie z Brukseli powiedział, że twardo postawił tę sprawę. W ogóle nie znam żadnego wystąpienia premiera, w którym padłoby słowo "rolnictwo". On od tego tematu ucieka.
Janusz Wojciechowski
Europoseł PiS, były prezes PSL