"Super Express": - Nie lubi pan Ukraińców?
Janusz Piechociński: - Znam wielu Ukraińców, także ze zmieniających się rządów. Lubię kuchnię ukraińską. Pije pan do tego, co z fragmentem szerszej wypowiedzi o rozpadzie gospodarczej przestrzeni poradzieckiej zrobiły rosyjskie media. I tupotu komentarzy, który przeleciał u nas...
- Istotnym fragmentem.
- W polityce nie powinno się używać kategorii lubię - nie lubię. Ukraina jest przyjaznym i bardzo potrzebnym nam buforem, a przesunięcie państwowości rosyjskiej na wschód jak za czasów Batorego było olbrzymim sukcesem. Nie powinniśmy jednak zapominać, że jesteśmy w nowej rzeczywistości. Kilku spraw z tego wywiadu nie zrozumiano.
- Jakich?
- Mówiłem, że na Wschodzie mamy dziś duże napięcie, większe niż w czasie wojny w Afganistanie w latach 80. I tamtejsze elity w porównaniu z naszymi zawiodły w minionych 20 latach. O tym, że patrzymy dziś na Rosję w innych kategoriach niż jeszcze kilka lat temu. Że trzeba być gotowym na najgorsze.
- Ukraina zmaga się z wojną. Warto było im pomagać w ten sposób?
- Tak wiele osób rzuciło się na mnie za to, że jako minister gospodarki opisałem, jakie są konsekwencje dla Polski tego, co dzieje się na Ukrainie. Stwierdziłem, że ukraińska gospodarka ma się źle. I trzeba było prezydenta Poroszenki, by potwierdził, ile procent przemysłu się rozpadło, żeby ataki na mnie się uspokoiły. W tym samym czasie byłem w Algierii i negocjowałem wymianę handlową z krajem, który wyszedł w Afryce na 2. miejsce po RPA.
- Nie czuje pan, że była to wypowiedź po linii propagandy Kremla?
- Krajowa debata na ten temat jest dla mnie niepokojąca. Nie tylko politycy, ale wielu uczestników debaty chciało z taką łatwością sprowadzić PSL i mnie do grona ludzi, którzy nie ukrywają cynizmu w polityce. Ustawić taki stereotyp, że za przysłowiowe "trzy świniaki" sprzedamy niepodległą Ukrainę Rosji. Otóż jest to kreślenie rzeczywistości prymitywną kreską. My nie sprzedajemy swoich wartości. I ta partyjniacka rywalizacja jest jaka jest, ale myślę, że ludzie widzą, co potrafią radykałowie.
- Krytykowali pana nie tylko radykałowie.
- Nie jestem zbudowany łatwością tych ocen.
- Prof. Balcerowicz uznał, że "gada pan bez sensu, na dodatek bez zastanowienia szerzy propagandę klęski kraju objętego agresją".
- Balcerowicz za swoje pierwsze działania, za reformy z początku lat 90. będzie opisywany jako wielki reformator i się broni historycznie. Jak ci, którzy wprowadzali w Polsce chrzest. Czym była jednak jego druga kadencja w roli ministra finansów? Tąpnięcie rosyjskie, z którym sobie wtedy nie radził, było bez porównania słabsze niż to dzisiejsze, a to wtedy otarliśmy się o ujemne PKB. Dziś wielu ludzi rozumie, jakim sukcesem było te 3,3 proc. wzrostu PKB w zeszłym roku.
- Wróćmy do polityki wschodniej.
- Co potrafią ludzie, którzy kierowali się romantyczną, niezdefiniowaną polityką jagiellońską, oderwaną od rzeczywistości? Czy naprawdę wierzymy, że zmobilizujemy NATO bądź UE osobistym, dobrym przykładem i reszta za nami pójdzie? Czy może raczej powinniśmy być w UE i NATO, by mobilizować i wytwarzać realną presję i potencjał odstraszania.
- Kogo odstrasza pańskim zdaniem częste "wyrażanie oburzenia i ubolewania" przez zachodnich przywódców?
- Dobrze, że pan wspomniał o zachodnich przywódcach. Mieliśmy liczne pielgrzymki z Polski i Zachodu na Majdan, na Ukrainę. Ileż rzeczy obiecano. Dziś jednak tej realnej, oczekiwanej przez Ukraińców w wielu dziedzinach pomocy nie ma! W PSL traktujemy ten obowiązek pomocy poważnie. To Adam Jarubas wezwał Unię do realnego wsparcia, a nie tylko rolowania starych długów. Po prostu chodzimy twardo po ziemi, jesteśmy racjonalni.
- Wspominał pan o tych ukraińskich elitach, które zawiodły...
- Bo zawiodły.
- Teraz Ukraińcy mają nowe elity. Podkreślają, że tamte były postsowieckie lub prorosyjskie. Naprawdę może pan powiedzieć, że Poroszenko lub Jaceniuk zawiedli? Mają wojnę, a mimo to reformują kraj. Nasze elity są za to świetne. Palikot mówi, że gdyby doszło do wojny, to on by się poddał, a były szef MSZ Olechowski, że trzeba uciekać do Australii.
- Nie jestem zachwycony naszymi elitami, a oceny polityków ukraińskich zostawmy Ukraińcom. W PSL nie mamy jednak tego problemu. W sytuacji zagrożenia wiemy, jak się zachować. Przypomnijmy Witosa, który stanął na czele chłopów broniących Warszawy. Przypomnijmy Mikołajczyka, który ryzykując, wrócił do Polski, by bronić tego, co się da. Inni zostali w Londynie, marząc o III wojnie światowej. Państwo trzeba wzmacniać przez przemysł i zaangażowanie, a nie przez pokrzykiwanie. Chcemy wzmocnić armię? To nie kupujmy pospiesznie wszystkiego od innych. Kupmy 75 proc. rzeczy dla armii w naszych zakładach!
- Przed laty w polityce wschodniej była między partiami zgoda. Nie jest tak, że po prostu wraz z SLD zbieracie elektorat po silniejszych PO i PiS, którzy po niego nie sięgnęli?
- Do PSL przyszło ponad 7 tys. członków, mamy najsilniejszą młodzieżówkę i to nie na papierze, ale ci ludzie funkcjonują i działają. To do nas przychodzą ludzie rozczarowani w terenie innymi. Nie wyłącznie, ale także dlatego, że prowadzimy realną politykę wschodnią. Niech pan prześledzi ten wywiad dla Reutersa...
- Podejrzewam, że minister Schetyna też prześledził. I zarzucił panu "szkodnictwo".
- O nie. Nie napuści mnie pan na koalicjanta. Publicznie to mogę polemizować z opozycją, a z Platformą będę załatwiał to w cztery oczy. Unikam rozgrywania spraw koalicyjnych na zewnątrz, bo to nie służy państwu.
- Platforma sobie nie żałuje. Szkodzą państwu?
- Ja odpowiadam za siebie.
- W sprawie polityki wschodniej pan polemizuje. Choćby w wywiadzie dla Reutersa...
- To powinienem powiedzieć odwrotnie? Że nic się nie stało? Że sytuacja Ukrainy jest rewelacyjna i nie ma wpływu na Polskę? Że to Polacy chcą tam emigrować?
- Niczego by pan nie zmienił w tamtej wypowiedzi?
- Na mnie i tak będą narzekać. Po tym, gdy w jesiennych wyborach odebraliśmy kilka procent PO, kilka procent PiS i SLD, zrobili się nerwowi. Kiedy wygrałem w wyborach na szefa PSL, mówiłem, że będę prezesem przejściowym wielkiej dobrej zmiany. Komentowano, że jestem zaskoczony zwycięstwem, tymczasem PSL odniósł lawinę sukcesów w wyborach do europarlamentu, do samorządów. Udało nam się zmienić skład rządu tak, żeby nie było w nim bohaterów afery podsłuchowej.
- Spokojnie, powoli wracają. Na razie w Platformie, w otoczeniu premier Kopacz. Jeżeli zmieni się prawo, wróci zapewne Nowak...
- Ale są poza rządem, na to mam wpływ! I chcę podkreślić jeszcze jedno. PSL wie, jak zachować się odpowiedzialnie za państwo w chwili próby. Pamięta pan lipiec zeszłego roku? W chwili wotum nieufności dla szefa MSW Sienkiewicza szukano dwóch sztabek złota i różnych dziwnych spraw u szefa klubu PSL. I co znaleziono? Panie prokuratorze generalny, proszę się nie chować za interes śledztwa. Co się z tym dzieje?
- Ma pan za to za złe PO i premier Kopacz?
- Mam żal do prowadzących śledztwo, że mijają kolejne miesiące i nie ma odpowiedzi na kluczowe w tej sprawie pytania. Co by się stało, gdybym kierował się odwetem? Nie mielibyśmy późniejszego awansu Donalda Tuska w Unii Europejskiej. Pomimo tych ataków na końcu okazuje się, że to PSL jest najbardziej stabilizującą siłą w polskiej polityce. Ma dobrą przeszłość, teraźniejszość. I jestem przekonany, że przyszłość jako chadecko-ludowe wrażliwe społeczne centrum.
Zobacz: Putin NIE ŻYJE? W Rosji panika