Janusz Palikot: Problemem kłamstwo a nie współpraca z SB

2011-10-17 13:54

PO wykorzystuje służby tak jak PiS. Także IPN - mówi Janusz Palikot.

"Super Express": - Jeszcze przed zaprzysiężeniem ma pan pierwszą aferę lustracyjną w swoim klubie. Roman Kotliński miał zataić współpracę z SB z lat, kiedy nie był jeszcze antyklerykałem, ale klerykiem seminarium.

Janusz Palikot: - Zawsze po wyborach IPN rusza do boju i służy władzy. Raz PiS, raz Platformie. W publikacjach na temat Kotlińskiego są wyłącznie insynuacje. Kotliński przedstawił oświadczenie, że był na jednym spotkaniu. Dowiedział się, że chodzi o werbunek i odmówił. Księża mieli teczki, to nic nowego. Niestety, przez lata krycia przez SLD, PiS i PO sprawy lustracji w Kościele, nigdy nie zostało to do końca wyjaśnione.

- Gdyby okazało się, że jednak był agentem, to jak pan zareaguje?

- Wtedy wyciągniemy z tego konsekwencje. Ale z racji mówienia nieprawdy, a nie ze względu na współpracę z SB. Każdy mógł mieć moment słabości, który w pewnych okolicznościach go nie przekreśla. Przekreśli go tylko kłamstwo. Na razie sprawa jest postawiona na głowie i to on ma udowadniać niewinność, a nie oskarżyciele jego winę. To absurd. I w związku z wykorzystywaniem IPN do walki politycznej zgłosimy wniosek o likwidację Instytutu.

- Którego PO oczywiście nie poprze.

- PO wykorzystuje służby specjalne tak samo jak PiS. Żadnej różnicy. Skandaliczne ograniczenie dostępu do informacji publicznej, żadnego postępu w sprawie podsłuchów. Czy moje osobiste przypadki wykorzystywania przez Platformę CBA i prokuratury do walki politycznej. Schetyna nie musiał zaś pokazywać przed komisją hazardową swoich billingów.

- Przy okazji posła Kotlińskiego dziennikarze wytknęli, że na listach Ruchu Palikota miał pan największą po SLD liczbę świadomych współpracowników służb PRL. Nie przeszkadzało to panu?

- W ogóle. Pracownicy SB przeszli weryfikację. I sami obywatele, mając informację o współpracownikach, powinni decydować, czy chcą danego człowieka w Sejmie, czy nie. Naganne jest ukrywanie takiej przeszłości.

- Mówił pan kiedyś, że jest zwolennikiem "łagodnej lustracji"...

- Kiedy za rządów PiS szalono z teczkami, popierałem otworzenie ich i ujawnienie wszystkiego jednego dnia. Przecięcie niemal 20-letniej gry. Minęło kolejne 6 lat, przeżyliśmy PiS oraz PO i najlepsze będzie przekazanie tych akt archiwom państwowym.

- Sprawa Romana Kotlińskiego może być potwierdzeniem, że budował pan Ruch Palikota w pośpiechu i nie do końca znając własnych ludzi...

- Absolutna nieprawda. Znam ich od 12 miesięcy. Prawie wszyscy posłowie byli rok temu w Sali Kongresowej. Przez rok zakładali struktury, budowali Ruch, wkładając własne pieniądze. Nie mieli żadnej gwarancji sukcesu. Tego, że dostaną się do Sejmu! Są więc bardziej sprawdzeni i szczerzy niż dziesiątki posłów PO czy PiS, którzy wiedzieli, że gdzieś się załapią.

- Nie boi się pan, że wyjdą kolejne zaskakujące fakty na temat "posłów Palikota"? W kampanii głośno było o pośle Pękalskim, który miał wyrok za pobicie kijem baseballowym...

- To skandaliczna sytuacja wyciągania człowiekowi wyroku, który się zatarł. W świetle prawa po odbyciu kary jest przecież niekarany! Albo zmieńmy prawo, albo nie stosujmy takich chwytów poniżej pasa. Nie tylko nie wstydzę się go, ale jestem z niego dumny. Potrafił wyjść z sytuacji, w której się znalazł, założyć firmę i rodzinę. Mam nadzieję, że jego przykład wesprze innych. Pamiętajmy, że w Polsce do więzienia może trafić każdy. Za obrazę prezydenta, uczuć religijnych, jazdę na rowerze po piwie czy marihuanę.

- Kłopoty może pan mieć nie tylko z posłami. Nie boi się pan, że obecność Piotra Tymochowicza stygmatyzuje Ruch Palikota?

- Nie, gdyż odgrywa inną rolę niż u Leppera. Zakładałem Ruch jako postać o znanych poglądach i wizerunku. Osobiście nie korzystałem z jego szkoleń. Jego doświadczenie polityczne przydało się naszym kandydatom, których szkolił. I to jest może obciążenie na warszawskich salonach, ale nie w Polsce. Po śmierci Leppera to pracuje w drugą stronę. 30 proc. naszych wyborców mieszka na wsi.

- Piotr Tymochowicz wspominał, że namówił liderów Samoobrony do przyłączenia się do pańskiego Ruchu. Nie boi się pan, że jak trochę podrapiemy, to spod Palikota wyskoczą ludzie Leppera?

- Nie było tego przyłączenia się. W Sejmie nie mamy rolników, byłych działaczy tego związku, ale nowych ludzi z małych miasteczek i młodzież z dużych miast. Sukcesem Ruchu Palikota Tymochowicz wyczyścił się z Leppera. Ja jestem zaś autentyczny, mówię szczerze i nie można mi zarzucać, że buduję coś sztucznego. Odszedłem z PO w apogeum jej poparcia, bo mnie rozczarowała. Doradca Tymochowicz nie zmieni tego wrażenia.

- Może pańskim problemem będzie też jego szczerość? W rozmowie z "Super Expressem" stwierdził: "po wyborach mogę sobie na to pozwolić - kiedy patrzę na 30 proc. poparcia dla PiS, nadal uważam, że to społeczeństwo jest debilne".

- Jeżeli to była prawdziwa wypowiedź...

- Piotr Tymochowicz zdążył już zarzucić nam manipulację. Mamy jednak to nagranie i możemy je opublikować.

- W takim razie to szkodliwa i skandaliczna wypowiedź Tymochowicza. Nie powinna mieć miejsca. I mam nadzieję, że już się nie powtórzy. Nie chcemy jak PiS czy Niesiołowski dzielić obywateli na lepszych i gorszych. To fatalny język i myślenie. Mogę uważać, że wyborcy PiS popełnili błąd, wierząc Kaczyńskiemu. Ale nie mam prawa uważać ich za debilnych! Jestem zresztą przekonany, że spora ich grupa będzie głosowała za cztery lata na Ruch Palikota. Nie ze względów światopoglądowych, ale socjalnych.

Janusz Palikot

Lider Ruchu Palikota