Janusz Lewandowski: - Polska jest świadoma tego, że Unia Europejska jest na rozstajach, że po raz pierwszy zajrzało jej w oczy widmo bardzo głębokiego podziału. Ponieważ łączymy swe nadzieje - zwłaszcza finansowe - z Unią, to naszym obowiązkiem jest nie dopuścić do tego podziału.
- Ten podział nie jest już faktem?
- Oczywiście, mamy Unię wielu prędkości. Są w niej kraje objęte umową z Schengen i spoza niej, będące lub nie w strefie euro, kraje o dynamicznej gospodarce i znajdujące się w kryzysie. Dziś jednak po raz pierwszy pojawiła się groźba powołania nowych instytucji unijnych i powstania jakby unii w UE.
- To znaczy?
- Unia w unii to nowy blok państw, które miałyby oddzielny traktat i ambicje wkraczania z nim na teren zastrzeżony dla 27 krajów. Instytucjonalne rozdzielenie UE zostało wprawdzie oddalone, bo udało się wmontować Komisję Europejską w nową wersję porozumienia i to ona raczej będzie tą instytucją usługową dla nowego paktu. Rysowała się jednak groźba budowania nowych sekretariatów i instytucji dla potrzeb paktu fiskalnego.
- Jakie są szanse na dopuszczenie Polski do stołu obrad eurogrupy?
- Pierwsza, niemiecka wersja porozumienia zakładała dyscyplinę budżetową. W takim kształcie warto by ją podpisać, bo oznacza gotowość budowania zdrowych finansów publicznych (tym bardziej że Polska ma przecież własne ustawodawstwo wewnętrzne), co jest dobrym komunikatem dla rynków finansowych. Potem jednak nastąpiła "runda" francuska, która eliminowała z procesu decyzyjnego instytucje wspólnotowe, kraje spoza strefy euro i Parlament Europejski.
- Czyli to Francja jest największą przeszkodą dla unijnej solidarności?
- Wersja francuska zawiera elementy dla nas niekorzystne. Natomiast po korektach ze strony krajów spoza strefy i po głośnych protestach, w tym moim, nastąpiła próba ulepszenia francuskiej wersji. Jeśli do tego dodamy coraz większą skłonność Niemców do egzekwowania ostrych zapisów dyscyplinujących, to jesteśmy dziś na dobrej drodze do tego, by przyjęto uczestnictwo Polski w zebraniach grupy. Ale oczywiście nic nie jest przesądzone.
- Polskie postulaty są o tyle uzasadnione, że i my aspirujemy do członkostwa w strefie euro. Ponadto decyzje tam podejmowane mają wpływ na naszą sytuację gospodarczą.
- Oczywiście. Strefa euro to nasz główny rynek eksportowy. Pamiętajmy też, że nie chodzi tu o porozumienie strefy euro, lecz o porozumienie na rzecz dyscypliny i zdrowia finansów publicznych Unii. Jego uczestnicy mają wprawdzie różny poziom własnych zobowiązań w zależności od tego, czy posiadają wspólną walutę, czy nie, ale powinni być traktowani jako sygnatariusze i udziałowcy mający wpływ na treść porozumienia.
- Można uznać, że obecne zabiegi rządu Tuska o bardziej korzystną pozycję Polski w Unii wpisują się w tradycję tzw. polityki podmiotowej prowadzonej kiedyś przez braci Kaczyńskich?
- Za rządów Tuska Polska zyskała na wadze. Jego rozmówcy, choćby ostatnio premier Włoch Mauro Monti, mocno biorą pod uwagę to, co mówi. A przecież w unii zmiennych sojuszy, jaką jest Unia Europejska, ta zdolność koalicyjna, czyli pozyskiwania partnerów do gry, jest zasadniczą bronią i argumentem. Ma ją Tusk, a brakowało jej w latach 2005-2007.
Janusz Lewandowski
Komisarz ds. budżetu Unii Europejskiej