„Nieparzyści” zaczęliby jeździć autobusem nawet z przesiadkami – choć mieliby proste bezpośrednie połączenie kolejowe. „Parzyści” jeździliby z Warszawy do Płocka przez Kutno. Co jeszcze gorsze: nastąpiłaby nieekonomiczna alokacja miejsc zamieszkania: ludzie zaczęliby dojeżdżać do pracy z odległości 100 km – co z tego, że daleko, kiedy za darmo? W tym chorym systemie taka decyzja mogła być z punktu widzenia dojeżdżającego optymalna – ale oznaczałaby aberracyjne przeciążenia komunikacji. Plus takie drobiazgi jak jeżdżenie na cudzy dowód osobisty czy legitymację szkolną...
Jednakże próba likwidacji tego systemu spotkałaby się ze stanowczym protestem. Lewica: „Jak można odbierać biednym ludziom ich przywileje?”; prawica: „Przecież to odbieranie wstecz praw nabytych! Ludzie pobudowali sobie domy o 100 km od miejsca pracy, zaplanowali pracę, szkołę dla dzieci – i co teraz mają zrobić?!”. A gdyby jeszcze powstały dwa potężne związki zawodowe, „parzystych” i „nieparzystych”, to ich działacze oraz urzędnicy z pasją broniliby tych przywilejów – bo co innego mieliby do roboty? Po likwidacji tego systemu straciliby wszyscy zajęcie!
Zjawisko najlepiej pokazać na przykładach skrajnych. Tu właśnie najlepiej widać, jak działa każdy socjalizm: wyróżnia rozmaite grupy, przyznając im rozmaite przywileje. Oczywiście jedni dopłacają do drugich na rozmaite skomplikowane sposoby – na czym wszyscy per saldo tracą. Tu mamy sytuację wypreparowaną: tylko dwie grupy – i należą do nich wszyscy.
A jeszcze zabawniej byłoby, gdyby przyznać jedne przywileje zwolennikom PiS, a inne zwolennikom PO… Na szczęście nie jest jeszcze tak, że każdy obywatel III RP jest albo zwolennikiem PO, albo PiS!