Tyle że w normalnym kraju wyjmuję z kieszeni 150 zł i płacę za szkołę. W kraju socjalistycznym, jak Belgia, Polska czy Szwecja, jadę na stację benzynową i płacę 300 zł. Z czego benzyna to 90 zł, a 210 zabiera Władzuchna. 110 zabiera sobie, a 100 daje szkole... i przekonuje szkołę, że gdyby opłacali ją rodzice, to by zdechła z braku pieniędzy. A rodziców, że na prywatną szkołę nie byłoby stać.
Po co tak kłamią? Dla tych 110 złotych, które zabierają, by opłacić rosnącą z roku na rok hordę urzędników. I na zmarnowanie. Ale to nie wszystko. Skoro ONI już obrabowali nas z pieniędzy i to ONI opłacają nauczycieli - to płacą nauczycielom za to, by uczyli nasze dzieci tego, co ONI chcą. Np. chcą, by nasze dzieci były uczone, że (tfu!) "gej" jest OK. I są uczone! A my nie mamy nic do gadania. Bo to ONI płacą. A to, że zrabowanymi nam pieniędzmi? Cóż: dobrze ukradzione - jak własne... Ale to nie koniec.
Jak donosi "Gazeta Prawna" - cytuję: "W tym roku rodzice znów zapłacą za szkolne podręczniki rekordową kwotę". Wychodzi, że na ucznia I klasy trzeba zapłacić 355 zł (!), a na ucznia I klasy gimnazjum: 750 zł (!). I dalej wymienia rozmaite przyczyny. Pomija tylko jedną: monopol państwa.
My MUSIMY posyłać dzieci do szkoły. Program tej szkoły (nawet prywatnej!) zatwierdza obecny, niemiłościwie nam panujący reżym. Podręczniki też zatwierdza MEN. Więc ceny rosną niebotycznie - bo NIE MA KONKURENCJI.
Proszę popatrzeć na swój telefon komórkowy. Jest to cudo techniki. Tymczasem sprzedają go nam za 100 zł - a czasem dają nawet za złotówkę. A ceny połączeń nieustannie spadają. A gdyby Władzuchna dopuściła nie cztery sieci, a pozwoliła działać większej ich liczbie - to spadałyby jeszcze szybciej. Natomiast ceny energii elektrycznej - z reżymowych elektrowni - rosną i rosną.
I tak samo rosną i rosną ceny podręczników.
Gdyby szkoły były prywatne i konkurencyjne - to zapewniam, że byłyby takie, w których dzieciaki miałyby w I klasie podręczniki za 30 złotych. A może nawet byłyby takie - bardzo nowoczesne - w których podręczników nie byłoby w ogóle! Dzieci miałyby je w komputerze. Używany komputer, na którym nie można grać w najnowsze gry, ale łatwo można zapisać w nim i 1000 podręczników - można kupić za 100 zł albo i taniej!
A można go wykorzystać na wiele innych sposobów. I nauczyciel mógłby taki podręcznik co tydzień modyfikować. Dodając coś aktualnego, co dzieci znajdowałyby potem w swoich komputerach. Ale w tym celu musimy mieć szkoły zmuszone do bezlitosnej konkurencji o ucznia. Ucz dobrze i/lub tanio - albo bankrutuj! Tylko strach przed bankructwem zmusiłby właścicieli i nauczycieli do oszczędności i wytężonej pracy. Czy słyszeli Państwo, by jakaś szkoła zbankrutowała? Nie... i właśnie dlatego jest tak, jak jest.