Oby co najmniej sześć...
Oczywiście ONI albo „za darmo” (czyli na nasz koszt) albo na znacznie lepszych trybunach – bo ICH stać. Najlepszą trybunę zajmie p. Roman Abramowicz – i bardzo słusznie. Płaci ze swoich – a nas nie okradł przecież.
W odróżnieniu od „naszych”.
Trudno: poczekamy.
A natychmiast po Euro zbierze się komisja śledcza w/s EURO właśnie. Musi zbadać, dlaczego „Stadion Narodowy” kosztował trzy razy tyle, ile powinien. Dlaczego kilometr autostrady kosztuje w Ameryce 10 milionów złotych, w Niemczech 25 milionów, a w Polsce 43 miliony?
I gdzie są te pieniądze?
A może nikt ich nie ukradł? To byłoby jeszcze gorzej! To by znaczyło, że te potworne pieniądze się zmarnowały. Jak ktoś ukradnie – to postawi sobie willę – a zwolni jakieś mieszkanie, które komuś się przyda. Jak mu się udowodni złodziejstwo – to willę można odebrać...
...a jak zmarnują – to koniec! Wsiąkło w ziemię – i nikt z tego nie ma pożytku!
Tu wszyscy o Euro – a ja sobie czytam prasę angielską. I wychodzi mi, że na Wyspach, z okazji Olimpiady nakradli się jeszcze bardziej. Sam stadion... Ech – budowany w systemie „partnerstwa publiczno-prywatnego”. To taki patent, by łatwiej wyciągać pieniądze od państwa. Piękny wynalazek. Toteż ludziska korzystają, jak umieją...
Taki system.
Jak fabryka jest państwowa – to jest niczyja. Np. fabryka cukierków. Ani ja, ani nikt, nie sprawdzi, czy nas nie okradają. Mało kto się na tym zna. A nawet, gdyby się znał, to nie on decyduje. Musiałby przekonać innych. Ale jak? Jak ten człowiek ma dotrzeć do innych?
A takich fabryk i fabryczek są dziesiątki tysięcy. Jak nawet ktoś wykryje szwindel i podniesie raban, jak nawet prokuratura się tym zajmie i faceta wsadzą za kratki. A w międzyczasie sto tysięcy innych facetów kradnie gdzie indziej.
Dyrektor państwowej firmy zleca coś firmie swojej kochanki – i boży się, że to musi tyle kosztować. No, musi – i już! On zamawia tego tygodniowo setki – jak mu to sprawdzimy? On się zna – a my nie...
Związki zawodowe zażądają, byśmy płacili tamtejszym robotnikom o połowę więcej, niż można by. A skąd mamy wiedzieć, że można by mniej? A poza tym: nas jest 30 milionów, jak zapłacimy tym robotnikom o 200 złotych za dużo – to na każdego Polaka wypadnie 10 groszy. To niech już sobie zarobią – dla nich te 200 złotych to dużo. I machamy ręką...
Ale tych fabryczek jest 20.000. Na każdej 10 groszy – i już jesteśmy miesięcznie biedniejsi o dwa patole!
Jakbym miał kierować fabryka, na której się nie znam – to natychmiast bym sprzedał.
Ale, uwaga: sprzedawać trzeba Z LICYTACJI! Bo inaczej – znów powiedzą, że to trzeba sprzedać taniej, bo za więcej się nie da. I znów nas oszukają.
A czy kto słyszał, by w Polsce cokolwiek większego sprywatyzowano z licytacji?
No, właśnie...
Oby co najmniej sześć... Oczywiście ONI albo „za darmo” (czyli na nasz koszt) albo na znacznie lepszych trybunach – bo ICH stać. Najlepszą trybunę zajmie p. Roman Abramowicz – i bardzo słusznie. Płaci ze swoich – a nas nie okradł przecież.W odróżnieniu od „naszych”.Trudno: poczekamy. A natychmiast po Euro zbierze się komisja śledcza w/s EURO właśnie. Musi zbadać, dlaczego „Stadion Narodowy” kosztował trzy razy tyle, ile powinien. Dlaczego kilometr autostrady kosztuje w Ameryce 10 milionów złotych, w Niemczech 25 milionów, a w Polsce 43 miliony? I gdzie są te pieniądze? A może nikt ich nie ukradł? To byłoby jeszcze gorzej! To by znaczyło, że te potworne pieniądze się zmarnowały. Jak ktoś ukradnie – to postawi sobie willę – a zwolni jakieś mieszkanie, które komuś się przyda. Jak mu się udowodni złodziejstwo – to willę można odebrać... ...a jak zmarnują – to koniec! Wsiąkło w ziemię – i nikt z tego nie ma pożytku! Tu wszyscy o Euro – a ja sobie czytam prasę angielską. I wychodzi mi, że na Wyspach, z okazji Olimpiady nakradli się jeszcze bardziej. Sam stadion... Ech – budowany w systemie „partnerstwa publiczno-prywatnego”. To taki patent, by łatwiej wyciągać pieniądze od państwa. Piękny wynalazek. Toteż ludziska korzystają, jak umieją... Taki system.Jak fabryka jest państwowa – to jest niczyja. Np. fabryka cukierków. Ani ja, ani nikt, nie sprawdzi, czy nas nie okradają. Mało kto się na tym zna. A nawet, gdyby się znał, to nie on decyduje. Musiałby przekonać innych. Ale jak? Jak ten człowiek ma dotrzeć do innych?A takich fabryk i fabryczek są dziesiątki tysięcy. Jak nawet ktoś wykryje szwindel i podniesie raban, jak nawet prokuratura się tym zajmie i faceta wsadzą za kratki. A w międzyczasie sto tysięcy innych facetów kradnie gdzie indziej. Dyrektor państwowej firmy zleca coś firmie swojej kochanki – i boży się, że to musi tyle kosztować. No, musi – i już! On zamawia tego tygodniowo setki – jak mu to sprawdzimy? On się zna – a my nie...Związki zawodowe zażądają, byśmy płacili tamtejszym robotnikom o połowę więcej, niż można by. A skąd mamy wiedzieć, że można by mniej? A poza tym: nas jest 30 milionów, jak zapłacimy tym robotnikom o 200 złotych za dużo – to na każdego Polaka wypadnie 10 groszy. To niech już sobie zarobią – dla nich te 200 złotych to dużo. I machamy ręką...Ale tych fabryczek jest 20.000. Na każdej 10 groszy – i już jesteśmy miesięcznie biedniejsi o dwa patole! Jakbym miał kierować fabryka, na której się nie znam – to natychmiast bym sprzedał. Ale, uwaga: sprzedawać trzeba Z LICYTACJI! Bo inaczej – znów powiedzą, że to trzeba sprzedać taniej, bo za więcej się nie da. I znów nas oszukają. A czy kto słyszał, by w Polsce cokolwiek większego sprywatyzowano z licytacji?No, właśnie...