Polacy są w tym sporcie dobrzy. Umiemy ukrywać nasze dobra znakomicie. Już za "komuny" kursował dowcip o rozmowie Polaka z Amerykaninem: "Ile się w tym Nowym Jorku zarabia?". "Tak z 10 000 dolarów". "I co z tymi pieniędzmi robisz?". "3000 na mieszkanie, 2000 na jedzenie, 2000 na światło, gaz, wodę...". "A co z pozostałymi trzema tysiącami?". "A, to już nikogo nie obchodzi... A u was?". "Ja zarabiam 5000, na mieszkanie wydaję 2000, na energię i wodę 2000, na jedzenie 2000...". "A skąd ty bierzesz ten dodatkowy tysiąc?". "A, to już u nas nikogo nie obchodzi...".
To wróciło: oszukiwało się za Hitlera, oszukiwało się za Stalina, oszukuje się i za Van Rompuya (jest taki ktoś, kto niby rządzi Unią Europejską...). Jednak my oszukujemy ICH - a ONI oszukują nas. Taki sport typowy dla demokracji. Najprostszym sposobem przez NICH stosowanym jest dodruk pieniądza. Rząd niby "zaciąga dług w Narodowym Banku Polskim", ten dodrukowuje pieniądze, wręcza rządowi - i rząd już może szastać naszą gotówką... Jak to, "naszą"? Przecież to on dodrukował? No, nie!
Jeśli rząd dodrukuje drugie tyle pieniędzy - to tak, jakby ukradł nam połowę gotówki. Bo wszystkie ceny natychmiast idą w górę. Na szczęście aż tyle nie dodrukowuje - ale kto wie, co będzie?
Oto właśnie JE Donald Tusk otwarcie przyznał, że ma w budżecie gigantyczną dziurę...
Rząd chciał nas okraść na 35 miliardów - tak to sobie zaplanował. Co oznacza, że każdego z nas postanowił okraść na tysiąc złotych. Raptem niecała stówka miesięcznie. Niektórzy mogą na to machnąć ręką - ale jak się rodzinę pięcioosobową, to to jest 400 zł - to już nie w kij dmuchał!
Rząd tak to sobie zaplanował, posłowie to przyklepali... To oczywiście skandal: posłowie są przez nas wybierani i powinni dbać o nasz interes, a nie o to, by politycy i urzędnicy mieli co kraść i marnować - ale tak już jest. ONI pozwalają posłom trochę się dorobić - a posłowie, jak te prostytutki, dają rządowi d***...
To znaczy: dużo pieniędzy. Bo podobno rząd musi nas okradać dla naszego dobra. Bo jakby nas nie okradł, to umarlibyśmy z głodu. Tak to ONI tłumaczą. Niektórzy IM wierzą. Tymczasem by dać nam 100 zł, rząd musi nam zabrać 140: ten urzędnik, co odbiera, kosztuje 20 zł - i ten, co nam daje, też 20 zł. I wychodzimy na tym jak Zabłocki na mydle.
Ludzie się już w tym trochę połapali i nie chcą IM dawać - ale ONI mają na to odpowiedź: okradają nas! Niestety: kradzione nie tuczy. Łatwo przyszło - łatwo poszło. Rząd miał nas okraść na 35 mld - a do połowy roku wydał już z tego 30 miliardów! I teraz się głowi: jak tu ukraść nam jeszcze 25 mld, by utrzymać tempo wyrzucania w błoto naszych pieniędzy! ONI nam ukradną, potem my ICH oszukamy... A czy nie warto by pożyć trochę w normalnym kraju? Dla wielu "normalne" jest to, co jest teraz. Dla mnie - NIE!