Janusz Korwin-Mikke

i

Autor: Piotr Piwowarski

Janusz Korwin-Mikke: Arystokracja robotnicza

2013-05-07 4:00

Jak przystało na konserwatystę: lubię arystokrację. To znaczy tych, którzy są najlepsi. W odróżnieniu od tych, co każą się nazywać arystokracją niezależnie od tego, czy są dobrzy...

Jak przystało na liberała - kocham robotników. To znaczy: kocham ludzi, którzy pracują. W odróżnieniu od tych, co to "czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy".

Wśród robotników istnieje naturalna hierarchia: ci, co robią najlepiej, uważani są za mistrzów, a inni starają się ich naśladować. Tak przynajmniej jest w normalnym kraju.

Zupełnie inaczej jest w kraju socjalistycznym.

W kraju socjalistycznym grupa cwaniaków zakłada "związek zawodowy". Od tej chwili wedle związkowców nie ten robotnik jest dobry, który najlepiej pracuje, lecz ten, który należy do związku zawodowego.

Jest to chora arystokracja.

Ci "związkowcy" dbają o swoje przywileje, a resztę świata mogą diabli wziąć. Np. w USA związek zawodowy kolejarzy przez dziesięciolecia sprzeciwiał się likwidacji stanowiska "gwizdkowego"; w efekcie na każdej lokomotywie obok maszynisty jeździł nieraz 60-letni "chłopiec do gwizdania", który na polecenie maszynisty pociągał za sznurek i parowóz buczał. W nowszych czasach: w fabryczce Coca-Coli w Chile związek zawodowy zażądał, by uszkodzone przy produkcji puszki szły na konto związku zawodowego. Zarząd fabryki nieopatrznie ustąpił - bo maszyna psuła jedną puszkę na 10 000...

...Tyle że po zawarciu tej ugody jakoś tak zaczęła się psuć jedna puszka na dziesięć!! Dyrekcja rwała włosy z głowy - bo to nie tylko koszt aluminium, ale trzeba wtedy na chwilę zatrzymywać całą linię... Dyrekcja chciała płacić związkowi w gotowce więcej niż warte było aluminium z tych puszek. Nic nie pomogło. Związek był honorowy, pieniędzy nie chciał - chciał tylko dotrzymania umowy...

By było zabawniej: działo się to za rządów tego "strasznego Pinocheta"...

W Polsce np. związkowcy domagają się podniesienia płacy minimalnej. Dlaczego? Bo wtedy dwóch niedojdów, którym płaci się po 1200, szef wywali z roboty - po 1600 płacić im nie będzie. A weźmie za to jednego "arystokratę", który zrobi to samo za 2800.

Jasne?

A kogo obchodzi los biedaków, którzy nie umieją wydajnie pracować? Niech idą na bruk!

Ostatnio Solidarność i OPZZ zgodnie walczą z "umowami śmieciowymi". Też jasne: ci ludzie są tańsi, a więc stanowią "nieuczciwą konkurencję" dla zatrudnionej na etatach "arystokracji związkowej". To, że dzięki temu polskie produkty są tańsze, mogą je kupić biedniejsi ludzie, można je łatwiej wyeksportować - to ich nie obchodzi.

Gdy jednak NSZZ "Solidarność" sam zatrudnia ludzi - to na ogół zachowuje się racjonalnie. Zatrudnia ich na "umowy śmieciowe"!

Najwyższa pora rozwiązać te wszystkie związki zawodowe.

I związki pracodawców też, oczywiście!

A kto ma rządzić w gospodarce?

Pani Konsumentka i Pan Konsument!

None