Janina Paradowska

i

Autor: Tomasz Radzik

Janina Paradowska: Prezes SN podpisał coś, czego nie czytał?

2012-05-12 4:00

Spór wokół prawa prasowego autorstwa Senatu

"Super Express": - "Dotknął" panią zaszczyt bycia jedyną z nazwiska reprezentantką środowiska dziennikarskiego w tekście prezesa Sądu Najwyższego Stanisława Dąbrowskiego. Uznał, że jest pani reprezentantką "nonszalanckiego" środowiska "niezbyt poczuwającego się do odpowiedzialności" i dbającego tylko o "własny prestiż".

Janina Paradowska: - Czuję się zaszczycona, ale ten atak jest dla mnie zaskoczeniem. Szanuję pana prezesa Dąbrowskiego, znałam go od lat jako człowieka rozwagi i umiaru. I chciałabym wierzyć, że po prostu nie czytał pisma, które podsunięto mu do podpisu.

- Zmiany w prawie prasowym proponowane przez Senat chyba jednak czytał i je poparł.

- Przyjmuję to ze zdumieniem. W liście prezesa SN są nawet sugestie, że pewne rzeczy można by zaostrzyć. Cóż, nie każdy musi być znawcą prawa prasowego, czytać gazety czy znać się na redagowaniu tekstów. Sędzia Dąbrowski ma wiele zalet, ale redagowanie nie jest jego najmocniejszą stroną.

- Właśnie - Senat wycofał się ze swoich niebezpiecznych pomysłów.

- Rozśmiesza mnie zarzucenie mi "radosnej twórczości". Użyłam najłagodniejszych określeń. W kontekście listu wszystkich redaktorów naczelnych i błyskawicznej reakcji marszałka Senatu Borusewicza można było użyć bardziej ostrych słów. I zostałam przykładem dbałości o własne środowisko, wobec którego mam przecież sporo zastrzeżeń i ich nie ukrywam. Choćby w sprawie sprostowań.

- Też zaskoczyło mnie, że celem ataku prezesa SN była akurat pani. Kiedy część publicystów krytykowała korporacje, w tym sędziów, pani się od tego powstrzymywała.

- Więcej, w czasach rządów PiS raczej nawet ich broniłam. Może stało się tak dlatego, że napisałam pierwsza o realizacji wyroków Trybunału przez Senat, więc moje nazwisko jakoś zostało zapamiętane. Prezes Dąbrowski w jakiś mechaniczny sposób to przeniósł... Śledziłam bardzo uważnie prace nad tą ustawą, zwracając uwagę na bubel, który chce Senat wyprodukować. Trudno więc zgodzić mi się z zarzutem "nonszalancji". Do tego mam prawo jako obywatel, a nie tylko jako dziennikarz.

- A jak ocenia pani publicystykę prezesa takiej instytucji jak Sąd Najwyższy jako obywatel i dziennikarz?

- Mimo wszystko szanuję prezesa Dąbrowskiego i chciałabym złożyć to na karb nieporozumienia. Zastanawia mnie ta obrona przepisów, które upadły natychmiast po proteście redaktorów naczelnych. Nie wiem... Może sędzia Dąbrowski uważa, że ten protest to też była tylko obrona "prestiżu środowiska"? Choć niemal nikt, w tym senatorowie, nie miał wątpliwości, że te propozycje są szkodliwe.

- Rzeczywiście, szybko wycofali się z proponowanych zmian...

- Bardzo szybko. Po 24 godzinach. Gdyby chcieli swoje pomysły skonsultować wcześniej z samym środowiskiem dziennikarskim, to nie byłoby całej awantury. Są związki dziennikarskie, redaktorzy naczelni...

- Dlaczego ich nie zaproszono?

- Trudno powiedzieć. Wystarczyło zapytać, jak to działa. Czy widzą jakieś zagrożenia? Nie rozumiem tego postępowania, jak również i nie rozumiem, dlaczego prezes SN miałby trwać w tych pochwałach. Wiem, że ten projekt budził wątpliwości samych parlamentarzystów i z tego powodu miał być konsultowany, nie tylko z prezesem Sądu Najwyższego.

Janina Paradowska

Publicystka tygodnika "Polityka"