"Super Express": - Jaką wartość ma seria spotkań premiera z ministrami po 100 dniach rządu?
Jan Wróbel: - Trudno mi czynić premierowi zarzut z tego, że dokonuje aktów propagandowych. Polityka w znacznej mierze polega dziś na tym, żeby coś pokazać, a nie żeby coś robić. Konsultacje z podwładnymi w świetle jupiterów to jednak zawracanie głowy.
- Propagandowo to się sprawdzi? Premier woła ministrów, bo nie ma pojęcia, co robili przez 100 dni? To po co wysiaduje w Warszawie, co prawda mniej niż poprzednicy, ale jednak kilka dni w tygodniu?
- To wygląda nawet gorzej - tak, jakby na co dzień ministrowie robili, co chcieli, a wezwani na dywanik musieli się przed premierem popisać. Na zdrowy rozum to powinno rządowi zaszkodzić. Premier w roli człowieka, który musi wymyślać medialne hece, by kontrolować własnych podwładnych...
- Po co zatem ta heca?
- Bo, choć to niepoważne, społeczeństwo ocenia to dość dobrze. Lubimy, gdy ludzie ze świecznika zostaną nieco przeczołgani. I wielu rodaków spogląda na kariery polityków, a nawet kariery w ogóle dość zawistnie. Więc premier, reprezentujący gniew ludu, bierze za chabety kogoś takiego i nim potrząsa. To się może podobać, choć sam zrobił jeszcze większą karierę.
- Premier zaczął od ministrów, z których jest zadowolony. Czy kiedy dojdzie do tych słabszych, któregoś z nich poświęci?
- Jedna głowa na pewno poleci już niedługo. Pytanie tylko, czy z PO, czy z PSL? Przegląd kadr robiony jest po to, by pokazać wielu dobrych i kogoś, kogo się poświęci.
- Tylko jak to sprzeda? Powie, że dowiedział się czegoś, o czym nie miał pojęcia? Przecież pokaże, że nie kontroluje swoich ludzi.
- Już Jan Krzysztof Bielecki, drugi premier w wolnej Polsce, odstawiał takie szopki. Pamiętam jego wizytę w zakładach Ursus. Pokazywał, że dowiedział się od robotników czegoś, co go wzburzyło. I chodził taki wzburzony tak, żeby wszystkie telewizje zdążyły wzburzonego premiera nakręcić...
- Premier Tusk to kontynuacja tej "linii wzburzenia"?
- To taka udawana kuchnia polityczna. Wiemy, że prawdziwa polityka wygląda inaczej. Premier dowiadujący się o czymś od ministra pod presją mediów to absurd. Polityka jest ciekawa tylko w decyzjach, a nie w ględzeniu. Ciasto jest ciekawe. Przepis na ciasto to nudy.
- Przyjrzeliśmy się ministrowi Grasiowi. Łamaniu przez niego ustawy korupcyjnej, podpisaniu w dziwnym roztargnieniu aż 23 dokumentów... Może być tym, który poleci?
- Ministrowie Ćwiąkalski i Schetyna polecieli za drobniejsze rzeczy. Nie wiem, czemu premier nie odnosi się do sprawy Grasia. Politycznie nad jego wiarygodnością wiszą chmury poważniejsze niż przy tamtych dymisjach...
- Cóż, media donosiły, że premier przestaje grywać w piłkę, a zaczyna w tenisa. Do piłki trzeba grupy osób, do tenisa tylko dwóch... Minister Graś jest ostatnim z gwardii przybocznej. Jeżeli odejdzie, premier nie pogra nawet w tenisa. Donald Tusk samotnie odbijający rakietą piłkę o ścianę to smutny widok...
- Premier przeżywa zły okres. Czuje się osamotniony i zdradzony przez wszystkich. Rozgoryczony tym, jak niewiele udało mu się wycisnąć z administracji i własnego otoczenia. Paweł Graś może i ma jakieś wspaniałe zalety, które wyłączają go z tego rozgoryczenia. Jego los polityczny jest jednak przesądzony.
Jan Wróbel
Publicysta, historyk, nauczyciel