Jan Pospieszalski: Szefowie BOR i MSW powinni siedzieć

2012-02-13 3:00

Czy decydując się na dymisję wiceszefa BOR premier Tusk podważył rządowy raport na temat katastrofy smoleńskiej?

"Super Express": - Sypią się kolejne dymisje osób związanych z katastrofą smoleńską. Na razie nie dotyczą one jednak osób najważniejszych. Odejście wiceszefa BOR-u to jednak nie to samo, co odejście samego szefa.

Jan Pospieszalski: - To wyraźny objaw tego, że system kłamstwa i obłudy, jaki powstał wokół Smoleńska powoli się kruszy. Na razie mówimy o ludziach niższych rangą, nie samych decydentach. Mam ogromną nadzieję, że jest to pierwszy krok do systematycznego pociągania do odpowiedzialności ludzi, którzy niewątpliwie przyczynili się do katastrofy 10 kwietnia. Proszę sobie porównać - zwykły dróżnik, przez którego zaniedbanie, bo nie zamknął szlabanu, gdy dojdzie do wypadku, od razu ląduje w więzieniu. Szef BOR-u który nie zapewnił bezpieczeństwa prezydenckiej delegacji i doszło do katastrofy, w której ginie 96 osób z prezydentem na czele, jest bezkarny! Łazi po telewizjach i opowiada brednie. Od 10 kwietnia on i jego zwierzchnik, czyli minister spraw wewnętrznych powinni siedzieć za kratami.

- Dymisja wiceszefa BOR-u jest o tyle zaskakująca, że w raporcie Millera nikt się o winie tej służby nawet nie zająknął.

- I nic dziwnego, skoro nastąpił tak jawny konflikt interesów. Pamiętajmy, że BOR podlegała nie komu innemu jak właśnie ówczesnemu ministrowi spraw wewnętrznych i administracji, czyli Jerzemu Millerowi. Raczej trudno sobie wyobrazić, by ten pan zechciał w raporcie sygnowanym swoim nazwiskiem napisać, że służba mu podległa popełniła liczne błędy 10 kwietnia. Dopiero bardzo ostry raport NIK spowodował, że tego nie dało się już ukryć.

- I teraz to właśnie nowy minister spraw wewnętrznych zadecydował o dymisji ludzi z BOR-u.

- To bardzo symptomatyczne. Proszę zwrócić uwagę, że minister Cichocki podlega bezpośrednio prezesowi Rady Ministrów, a więc Donaldowi Tuskowi. Wcześniej prezydent Komorowski awansował - co swoją drogą jest skandaliczne - generała Janickiego, szefa BOR. Tym samym dał jasny sygnał, że BOR jest nie do ruszenia, jego nie tykamy. Rozpostarł ochronę nad tą służbą. Bo jak tu dymisjonować człowieka, którego kilka miesięcy wcześniej awansował prezydent?! Teraz człowiek premiera złamał ten pakt.

- Pana zdaniem jest to objaw jakiegoś poważniejszego zjawiska?

- Po prostu rozpoczyna się wewnętrzna walka w obozie władzy. Wyraźnie zarysowują się dwie osie konfliktu - Pałac Prezydencki i Kancelaria Premiera. Obie strony za pole walki wyznaczyły sobie obecnie kwestię smoleńską. To próba sił w grze haniebnej i odrażającej, bo powodującej, że rzecz, która powinna zostać obiektywnie zbadana, w której do winy powinny być pociągani ludzie z obiektywnych przesłanek, staje się areną politycznej walki.

- Nie zmienia to faktu, że pociąga to za sobą pierwsze oskarżenia odpowiedzialnych za Smoleńsk.

- Tylko że winnych wyznacza linia podziału w obozie władzy. To jest typowy dla Polski moment, w którym afery i odpowiedzialni za nie ludzie zostają wykryci dopiero, kiedy pojawia się tąpnięcie w klubie gangsterów. Żeby jednak wskazani zostali prawdziwi winni, a nie kozły ofiarne, media muszą wziąć wreszcie na siebie odpowiedzialność za doprowadzenie śledztw do końca. Zwłaszcza teraz, kiedy opozycja jest słaba i zmarginalizowana. Do tej pory bowiem większość mediów raczej utrwalała smoleńskie kłamstwo.

Jan Pospieszalski

Dziennikarz TVP, autor programu "Bliżej"