"Super Express": - Szef MSW zdymisjonował wiceszefa BOR w związku z zarzutami prokuratury w sprawie katastrofy smoleńskiej. Słusznie?
Jan Ordyński: - Niesłusznie. Robienie z gen. Bielawnego współsprawcy katastrofy to absurd. Sprawcą tej katastrofy była pogoda i generał nie miał na nią wpływu! Ani na lądowanie. Eksperci podkreślali, że nie wolno było lądować na tym lotnisku przy takiej pogodzie. Gdyby pilot cudem przeżył, to przecież usłyszałby zarzuty. Nie wytłumaczyłby się naciskami, nawet jeśli były, a przecież tego nie wiemy. Ani niczym innym.
- Dymisjonując rząd daje sygnał, że zarzuty są uzasadnione.
- Byłem w Katyniu i Smoleńsku, na grobie mojego dziadka, trzy dni przed katastrofą. W tej delegacji z premierem. I wiem, jak wyglądało otoczenie lotniska. Podchodząc do lądowania, widziałem, że Smoleńsk otoczony jest mokradłami i bagnami. I to wszystko było pokryte śniegiem i krą. Przy ociepleniu to się podniosło i pojawiła się mgła. Co wiceszef BOR mógł na to poradzić?
- Prokuratura podkreśla odpowiedzialność za brak rekonesansu na lotnisku, zabezpieczenia wizyty...
- Jakieś zaniedbania mogły być. Przy każdej katastrofie w Polsce wychodzi coś podobnego, że gdyby wisiały gaśnice albo ciśnienie gazu było w normie, to do tragedii by nie doszło. W przypadku Smoleńska przemawia do mnie jednak argument Rosjan. Brali na siebie całą ochronę lotniska wojskowego. Wcześniejsze lądowanie z premierem Tuskiem obsługiwali i nikt nie miał uwag. Nie było cienia bałaganu.
- Dlaczego w takim razie premier Tusk zdecydował się zdymisjonować wiceszefa BOR? W ten sposób podważa przecież rządowy raport Millera. Jak zareaguje, gdy prokuratura postawi jakiś zarzut ministrowi Arabskiemu z jego kancelarii?
- Tu nie tyle premier, co minister spraw wewnętrznych dymisjonował...
- Formalnie. Nie robił tego przecież bez wiedzy i zgody Donalda Tuska.
To prawda. To błąd, jakaś nadgorliwość. Nie podoba mi się to posunięcie, gdyż wystarczyłoby zawieszenie w pełnieniu obowiązków. Wiele spraw podnoszonych przez prokuraturę okazywało się już w przeszłości dętych. Gen. Gawor, były dowódca BOR, podkreślał też, że musimy pamiętać o realiach. Polska wysyła z prezydentami np. 10 oficerów ochrony. Amerykanie podczas wizyty Obamy aż 300. Ta różnica nie bierze się z niczego, każdy orze jak może. I teraz będziemy narzekać, że BOR w warunkach polskich nie spełnia amerykańskich norm?
- Dojdzie do tego, że rząd kierując się np. sondażami, pójdzie jeszcze dalej w podważanie własnego raportu autorstwa ministra Millera?
- Nie wiem, ale popełniłby poważny błąd. Moim zdaniem raport Millera jest prawidłowy. Po rosyjskim raporcie MAK słyszałem z ust jednego z ministrów, że nie warto brnąć w osąd międzynarodowy. Dlaczego? Gdyż na 10 przyczyn, aż 8 leży po stronie polskiej. A i te 2 rosyjskie nie wystąpiłyby, gdyby nie 8 polskich. W takiej sytuacji dyskredytowanie własnego raportu jest bez sensu. Tym bardziej że wciąż nie ma powodu.
- Z katastrofą smoleńską rząd poniósł chyba klęskę w komunikowaniu się ze społeczeństwem. Po ponad roku wyjaśniania irytują ich proste pytania zwykłych ludzi. Jak to porównujące uderzenie skrzydła w brzozę, z uderzeniem samolotu w World Trade Center...
- Możliwe, że to się nie przebija, zwłaszcza do "obozu smoleńskiego"...
- Nie tylko. Po raporcie Millera wiele pytań stawiała np. Małgorzata Szmajdzińska, wdowa po ministrze obrony z SLD.
- Rzeczywiście można to było tłumaczyć lepiej. Ale bądźmy szczerzy - część ludzi jest już przekonanych i ich opinii nic nie zmieni. Niezależnie od jakości ekspertów.
Jan Ordyński
publicysta TVP i tygodnika "Przegląd"