"Super Express": - Muszę zadać to pytanie, choć premier Pawlak określił je już jako głupie...
Jan Bury: - Śmiało, proszę.
- Krążą plotki, że duże znaczenie przy negocjacjach PO-PSL w sprawie emerytur miał 21-mln dług PSL wobec Skarbu Państwa. A raczej 9 mln odsetek...
- W żadnym momencie nie było to przedmiotem negocjacji. PSL stoi na własnych nogach i nigdy nie będzie klęczał przed ministrem Rostowskim. Mamy swoją chłopską dumę. I jak minister chce, to oddamy mu nawet dwa razy więcej.
- Czyli nie pojawi się niebawem news, że PSL coś tam umorzono?
- Nie pojawi. Przez 4 lata nie braliśmy ani grosza z subwencji dla partii z powodu prostego błędu z rozliczeniach. W budżecie państwa pozostało 50 mln zł. Inne partie te pieniądze brały.
- Może właśnie to była gra w drugą stronę? Nie umorzenie, ale straszenie was egzekucją komorniczą długów PSL? Premier Pawlak wspomniał kiedyś, że uwielbia takie "wrzutki" z resortu finansów w czasie negocjacji...
- Cóż, Platforma nigdy do końca nie poznała PSL, może teraz się to zmieni. Na chłopa i na ludowców grożenie komornikiem nigdy nie działało. Honoru się nie kupuje. Kilka lat temu w czasie głosowania nad budżetem zajęto PSL konto. I co? Czy PSL zmienił wówczas zdanie w jakiejś sprawie? Nie! Ta partia ma 116 lat i nie takie rzeczy przetrwała. Przetrwamy, nawet gdy minister Rostowski wyznaczy nam twarde warunki spłaty.
- Jak pan ocenia takie zagrywki koalicjanta?
- Oczywiście z przykrością. Ale w polityce trzeba mieć twardą skórę.
- Palikotem też was szantażowano? Gdy Pawlak negocjował z Tuskiem, szef Ruchu Palikota zadeklarował, że jak się nie dogadacie, to on poprze rząd PO.
- Palikota używają od czasu do czasu różne partie i media. Cóż, niektórzy tak mają, że lubią dać się użyć. Po paru latach tacy politycy kończą specyficznie. Palikot z polityka śmiesznego chce się stać poważnym, ale na razie wychodzi mu, jak wychodzi...
- Był też używany przeciwko wam przez PO? Ostro was zaatakował, a przecież to nie z wami walczy o elektorat, ale z SLD.
- Nie zniżamy się do poziomu Palikota i nie będziemy mu odpłacali. Zostawmy go w objęciach Millera. Swoją drogą ciekaw jestem, jak będzie wyglądał tegoroczny pochód pierwszomajowy z udziałem ich obu, tylko idących na siebie z różnych stron...
- Może PO rozgrywała was wewnętrznie? "Super Express" przyłapał ministra rolnictwa Sawickiego, który udał się na tajne spotkanie z premierem. Wieczorem, w dniu posiedzenia rządu, na którym nie było Pawlaka. Tusk chciał wskazać, kogo woli jako szefa PSL?
- O to spotkanie prosił minister. Podczas obrad rządu nie było czasu, by poruszyć kilka ustaw rolnych. Wiąże się to z tragiczną sytuacją ozimin, których 40 proc. wymarzło. To naprawdę poważne, jesienią odczuć możemy to w cenach na półkach.
- Minister Sawicki był niezadowolony, że zrobiliśmy mu zdjęcie przed spotkaniem. Aż nie chce się wierzyć, że zirytowało go ujawnienie rozmowy o oziminach...
- Sawicki był niezadowolony, bo był na otwartej przestrzeni, a wy byliście schowani pod drzewem i zaniepokoił się, o co chodzi (śmiech). Tusk to racjonalny facet i świetnie czuje politykę. Wie, że w PSL szacunek do wybranych władz jest na tyle duży, że nie ma miejsca na takie gierki.
- To trochę jak pytanie o mamusię i tatusia, ale woli pan Pawlaka czy Sawickiego?
- W PSL nie ma problemu: Pawlak czy Sawicki. To wymysł mediów. Pozycja Pawlaka w partii jest tak silna, że przegra z nim każdy. Niezależnie od tego, kto by nim był.
- Tak czy inaczej szarą eminencją ma być Jan Bury.
- Bez przesady. Od wielu lat jestem co najwyżej "burą eminencją".
- I przy okazji emerytalnych negocjacji z Tuskiem przeszło waszej eminencji przez głowę, że koalicja się rozpadnie?
- Przeszło. Było kilka takich chwil, przy których zanosiło się, że PO pójdzie swoją drogą, a PSL swoją.
- Ale odchodząc z koalicji, trzeba by oddać ileś tam stanowisk...
- Medialna przesada. W rządzie to trzy stanowiska ministrów i ewentualnie powiązane z tym etaty. W koalicji się bywa, a my jesteśmy silni bliżej ludzi: w gminach, powiatach.
- Przed głosowaniem w sprawie referendum była wielka mobilizacja w PO i PSL.
- Jest porozumienie w koalicji, więc referendum stało się bezzasadne. Nasi posłowie są świadomi i odpowiedzialni. Nie było tylko jednego posła.
- Spotka go kara?
- Nie, gdyż dałem mu zgodę na zaplanowany wyjazd już dwa tygodnie wcześniej.
- Chodzi o ulubieńca mediów posła Kłopotka...
- To także ulubieniec PSL i wybitny poseł.
- I sprzeciwiający się odrzuceniu referendum.
- Kiedy oceniał pomysł referendum, nie znał treści porozumienia koalicji. Jestem przekonany, że teraz zmieniłby zdanie.
- A ta mobilizacja jest przecież wymierzona w społeczeństwo, żeby nie decydowało o swoich emeryturach. Jako reprezentant tego społeczeństwa nie czuje pan niesmaku?
- Kilka miesięcy temu były wybory parlamentarne i wyborcy wybrali swoich przedstawicieli, którzy mają wziąć na siebie odpowiedzialność za decyzje. W końcu to nie demokracja ateńska. PSL jest w Sejmie od ponad 20 lat, nie zmienił nazwy i potrafi słuchać. PiS i SLD woleli krzyczeć o referendum. My woleliśmy z PO rozmawiać i coś osiągnąć.
- Premier Tusk stwierdził, że idea referendum byłaby szkodliwa dla Polski. To jakby powiedzieć: "jesteście zbyt głupi, żeby o sobie decydować"...
- Nie chcę oceniać opinii premiera. Referendum byłoby na pewno drogie. Problem był nie w referendum, ale w pytaniu, które tam zadano. Taki sondaż miałby wiadomy wynik. Tusk i Pawlak wygrali wybory i to zobowiązuje do wzięcia pewnej odpowiedzialności. Potrafili się wsłuchać w opinię publiczną. W żądaniu referendum przez Solidarność, PiS i SLD jest dużo hipokryzji.
- Dlaczego?
- Może się mylę, ale nie pamiętam, żeby za czasów SLD lub AWS, z którego wywodzą się PO i PiS, ktoś pytał ludzi, czy chcą reformy administracyjnej, emerytalnej z OFE czy edukacyjnej z gimnazjami. Przypuszczam, że ludzie by nie chcieli. Politycy dostali mandat, przeprowadzili reformy i zostali po 4 latach ocenieni przez wyborców. Jestem też ciekaw, czy gdy za ileś lat wybory wygra taka partia jak SLD czy PiS, to zdecyduje się na obniżenie wieku emerytalnego? Po cichu wszyscy politycy tę reformę popierają, bo wiedzą, że nie ma wyjścia. Jak premier Miller, który sam chciał to zrobić, ale nie potrafił.
- Ludzie protestujący pod Sejmem mówili, że mają nadzieję, że "PSL nie zdradzi" i zagłosuje tak, jak chce większość społeczeństwa.
- Szkoda, że nie mieli takiej nadziei, kiedy w październiku w wyborach wsparli nas na poziomie 9, a nie 19 procent...
- Mogą powiedzieć, że mieli wyczucie, że nie zagłosowali. Bo PSL się dogadał z PO i podniesie im wiek emerytalny do 67 lat...
- Nie mieli, gdyż zupełnie inaczej negocjowałoby się nam, gdybyśmy mieli w Sejmie więcej niż 28 mandatów. Nasza siła wynika tylko z siły wyborców. Uzyskaliśmy w tych negocjacjach dla Polaków tyle, ile można było. 62 lata jako wiek wcześniejszy dla kobiet to duża sprawa. Składki emerytalne z budżetu państwa za urlopy wychowawcze kobiet samozatrudnionych i w KRUS to od przyszłego roku wydatki rzędu kilkuset milionów z budżetu. Nie było to łatwe.
- Premier mówił, że decyzję podjęto po konsultacjach społecznych. Społeczeństwo jest przeciw, więc może nie było konsultacji?
- Były, były...
- Za PRL był taki dowcip, że Polacy odżywiają się kawiorem przez usta ludzi, którzy reprezentują ich we władzach...
- Było pięć tygodni spotkań, od lewa do prawa, ze związkowcami, partiami, środowiskami kobiecymi, ekspertami. Nie wszystkich udało się przekonać, część argumentów do polityków trafiła i były korekty.
- Za rzuconym hasłem "wiek emerytalny od 67. roku życia" stoi coś więcej niż podniesienie wieku?
- To jest pewna konieczność, ale też wiem, że ludzie, gdy mają pracę, chcą ją raczej wykonywać. Ważne, żeby mieli pracę. Ta reforma robiona jest na osiągnięcie efektów za 15-20 lat. Dotyczyć będzie mężczyzn za 8 lat i kobiet za 28 lat. Wówczas problem z bezrobociem ludzi po "60" będzie pewnie mniejszy, ze względu na demografię.
- Czyli rząd nie ma pomysłu, co zrobić z problemem starzenia się społeczeństwa...
- Jestem przekonany, że młody minister pracy Władek Kosiniak-Kamysz, który wchodzi w życie zawodowe, widzi te wszystkie problemy. Także potrzebę subwencji dla przedszkoli czy miejsca w żłobkach. Mamy dziś w Polsce 32 tys. miejsc w żłobkach i to się nie zmieniało od 10 lat, za rządów SLD i PiS. Dopiero teraz są plany, by to zmienić.
- Poprzednia minister Fedak, też z PSL, była według pana za stara?!
- Poprzednia minister pracy ma swoje zasługi! Jako pierwsza wzięła się za OFE. Wykazała się odwagą i pokazała, że nie może być tak, że budżet w tak skandaliczny sposób się na tym zadłuża. Dopiero jakiś czas po tym, gdy minister Fedak zwróciła na to uwagę, zrozumieli to wybitny ekonomista europejski Rostowski i premier Tusk. Dobrze, że zrozumieli, bo jeszcze trochę i mielibyśmy fundusze emerytalne, ale nie mielibyśmy budżetu.
Jan Bury
Przewodniczący klubu parlamentarnego PSL