"Super Express": - W Polsce zaczęło obowiązywać prawo, które wprowadza obowiązek segregowania śmieci. Minister środowiska przekonujący Polaków do tego prawa i deklarujący, że sam segreguje śmieci od dawna, został przez nas złapany na tym, że tego nie robi. W Wielkiej Brytanii byłby z tego skandal?
James Astill: - Na pewno taka sytuacja byłaby żenująca i ambarasująca dla rządu i premiera... Co na to odpowiedział sam minister?
>>> Minister Marcin Korolec: Przepraszam, że nie segregowałem śmieci
- Szedł w zaparte i przykrywając to nerwowym śmiechem, zaprzeczył. Stwierdził, że napisaliśmy nieprawdę. Po kilku godzinach zmienił zdanie i przeprosił.
- I bardziej żenujące jest to, że publicznie skłamał, gdy go o to zapytano. Minister w rządzie to na tyle wysoka funkcja, że coś takiego może nawet dziwić. Z samego złapania go na niesegregowaniu byłoby zapewne więcej irytacji szefa rządu, kłopotu wizerunkowego i śmiechu w mediach, wśród wyborców. W Wielkiej Brytanii ochrona środowiska nie jest aż tak istotną częścią polityki jak np. w Szwecji, Holandii czy Niemczech. Tam reakcja byłaby dużo bardziej ostra.
- Wielka Brytania naciska jednak np. na pakiet klimatyczny...
- Tak, to prawda, ale to właśnie ten wyjątek. Kwestia ocieplenia klimatu była bardzo mocno podnoszona, ale też w ostatnich latach brytyjscy politycy są dużo bardziej sceptyczni niż w wielu krajach Unii, choć są zgodni z ogólną polityką UE w tej sprawie. Wrażliwość na ochronę środowiska w związku z kryzysem ekonomicznym jest też na pewno mniejsza. Wracając do segregacji odpadów - w Wielkiej Brytanii jest to teraz już bardziej kwestia samorządów niż rządu centralnego.
- Jak to się u was zaczynało? Politycy świecili przykładem, a dziś wszyscy Brytyjczycy solidarnie segregują śmieci?
- Były takie akcje i ta świadomość niewątpliwie rośnie, ale nie jest wcale tak powszechna i równomiernie rozłożona. Wiele zależy od tego, o której części kraju mówimy. Niektóre lokalne władze podchodzą do tego bardzo restrykcyjnie i recykling jest czymś istotnym. Na pewno nie jest u nas tak jak w niektórych krajach północnej Europy, gdzie jest to naprawdę powszechne.
- Premier Cameron zaczynał jednak swoją karierę jako "zielony" konserwatysta.
- To prawda. Kiedy został szefem Partii Konserwatywnej w 2005 roku, szukał takich tematów, które zmieniłyby wizerunek torysów. I w przypadku obaw przed zmianą klimatu wydawało się, że Cameron znalazł taki temat. Nie mam też wątpliwości, że wtedy sam w to mocno wierzył. Od kiedy został szefem rządu w 2010 roku, ekonomiczna rzeczywistość była już jednak zupełnie inna niż 2005 roku. I ludzie nie chcieli zbyt dużych wydatków na ochronę środowiska w sytuacji kryzysu. Od tamtej pory Cameron właściwie nie zajmował się publicznie tą tematyką.
James Astill
Szef działu politycznego "The Economist"