Jadwiga Czarnołęska-Gosiewska: Wstydziła się Przemka, to dwulicowe

2014-01-16 3:00

Czy protest rodziców Przemysława Gosiewskiego zablokuje start do europarlamentu jego pierwszej żony?

"Super Express": - Wraz z mężem zaprotestowała pani przeciwko kandydowaniu do europarlamentu Małgorzaty Gosiewskiej. To pierwsza żona Przemysława Gosiewskiego i pani była synowa.

Jadwiga Czarnołęska-Gosiewska: - Mieszkańcy Świętokrzyskiego zawiadomili nas, że pani Małgorzata ma kandydować z tego samego miejsca, w którym ma kandydować Beatka, wdowa po Przemku. Podobno pojawił się taki artykuł. I naszym zdaniem będzie to dla PiS szkodliwe. Jestem zdumiona, że moja pierwsza synowa może się na to zdecydować. Dwie osoby o tym samym nazwisku kandydujące w jednym miejscu... Traktuję to nawet jako złośliwość. Tym bardziej że przed tragedią w Smoleńsku ona potrafiła nie przyznawać się do Przemka. Mówić, że to jest zbieżność nazwisk! To naprawdę nie na miejscu. Później zaczęła się obnosić z żałobą. I to nas boli. To dwulicowe.

- Jej kandydatura zaszkodzi PiS w regionie?

- Naszym zdaniem zaszkodzi. Ona nie ma aż takich zalet, żeby się przy jej kandydowaniu upierać. Wręcz przeciwnie. My i nasz syn przeżyliśmy przez nią przez lata gehennę. Prawdziwą synową jest dla nas Beata Gosiewska, dziś senator PiS, matka dwójki naszych wnuków, która naprawdę kochała Przemka. Powinniśmy dochować wierności temu, na czym mu zależało, czego by sobie życzył.

- Mówi pani o gehennie. To znaczy?

- Ciągłe rozprawy sądowe z jej inicjatywy, ubliżanie synowi, szkodzenie... Zabrała dziecko i opuściła go w dość newralgicznym momencie jego życia. Nagle stwierdziła, że już nie jest jego żoną i odeszła przed świętami. To był dla Przemka cios. Kochał syna. I my też go kochamy, choć przez panią Małgorzatę stało się tak, że pomimo naszych wysiłków on nas w ogóle nie zna.

- W newralgicznym momencie, czyli...

- Startował wówczas z Podlaskiego i był przesunięty na ostatnie miejsce na liście. Zgodnie z jego charakterem nie poddał się, bardzo ciężko pracował i osiągnął dobry wynik, ale do parlamentu nie udało mu się dostać. Był tym mocno załamany i nagle jego żona, która powinna go wspierać, rzuca go i zabiera syna. To przecież nie do wyobrażenia. I dziś chce robić karierę na jego nazwisku. Wraz z mężem uważamy, że gdyby zmieniła nazwisko, to nie byłoby problemu. A tak - to zdecydowanie jesteśmy przeciw.

- Małgorzata Gosiewska została posłanką PiS jeszcze za życia Przemysława Gosiewskiego. Nie zgłaszał żadnych pretensji, nie przeciwstawiał się jej kandydowaniu...

- Przemek nie zgłaszał i my nie zabieraliśmy głosu. Nie chcieliśmy publicznie prać brudów, niech sobie spokojnie żyje. Są jednak pewne granice ludzkich zachowań. Kiedy usłyszeliśmy, że chce kandydować z tego samego miejsca co nasza synowa, uznaliśmy, że to jednak przesada. Narażanie naszego nazwiska i rodziny na miano wariatów. Nie chcemy jej szkodzić, jest matką jednego z naszych wnuków, ale powinna znać umiar.

- Władze PiS zareagowały jakoś na państwa apel?

- Nie, ale nie mamy pretensji. Premier Kaczyński potrafił bardzo ładnie prowadzić wszystkie sprawy związane z pamięcią po naszym synu. Wspierał nas po tej tragedii. Podobnie jak ludzie z klubu parlamentarnego PiS. Zapowiedź jej startu w wyborach jednak nas poruszyła. Sam pan przyzna, że kandydowanie z jednego miejsca do europarlamentu dwóch pań Gosiewskich wygląda mało poważnie.

- Przyznam.

- Właśnie. I kiedy miał kandydować nasz kuzyn lub inni członkowie rodziny, w tym my, zdecydowanie odmówiliśmy. To byłaby przesada. I ona też tak powinna zrobić.

Jadwiga Czarnołęska-Gosiewska

Matka Przemysława Gosiewskiego