"Super Express": - Czy decyzja Komisji Europejskiej o zablokowaniu pieniędzy na polskie inwestycje drogowe miała jakiś związek z negocjacjami budżetu Unii Europejskiej?
Jacek Saryusz-Wolski: - Przede wszystkim nie mówmy o zablokowaniu, ale o czasowym wstrzymaniu do wyjaśnienia. Dowodu na taki związek nigdy nie będziemy mieli, ale ja jestem przekonany, że on istnieje.
- Skąd to przekonanie?
- W dyskusjach o budżecie w Brukseli często padają propozycje, aby nie zwiększać funduszy, ale lepiej wykorzystywać te już przyznane. Mówi się, że z tych samych środków można wycisnąć więcej. To dotyczy wszystkich krajów - biorców unijnych pieniędzy. Tego typu argumenty zostaną zapewne użyte przeciwko nam w negocjacjach. Zapowiedź tego mieliśmy już w prasie brytyjskiej.
- "Daily Telegraph" pisał o sprawie w ostrym tonie.
- Ta gazeta reprezentuje w Wielkiej Brytanii najbardziej wrogi budżetowi unijnemu odłam opinii publicznej.
- Wstrzymanie funduszy na polskie drogi osłabi naszą pozycję w negocjacjach budżetowych?
- Na pewno nam nie pomoże. Ale rząd przyjął dobrą strategię: skoro organa polskiego państwa te nieprawidłowości wykryły, to znaczy, że proces wydatkowania pieniędzy unijnych jest pod kontrolą. To powinno przemawiać na naszą korzyść. Zresztą podobnych spraw w UE w tej chwili jest 200. I tylko dwa przypadki zdarzyły się w Polsce.
- Inni biorcy borykają się z podobnymi problemami?
- Najwięcej zarzutów dotyczyło Włoch, Hiszpanii, Grecji, generalnie krajów Południa. Nie jest to więc jakiś ewenement. Pozytywne jest, że w Polsce sami tę zmowę cenową wykryliśmy, bez interwencji UE. Dodajmy, że zaangażowane w nią były firmy ze starej Unii: austriacka, hiszpańska...
- A komu mogło zależeć, żeby Polska miała słabą pozycję negocjacyjną?
- Tym, którzy chcą mniejszego budżetu. Małym budżetem zainteresowane są kraje "klubu skąpców", które proponują cięcia: Wielka Brytania, Niemcy, Holandia, Szwecja, Finlandia. Podejrzewam, że nastąpił jakiś wyciek z Komisji Europejskiej. Mogę się tylko domyślać, że komuś zależało, aby taki wyciek powstał. Natomiast wskazanie konkretnych osób byłoby tylko imputacją.
- Minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska powiedziała, że decyzja KE była nieadekwatna.
- O tyle ma rację, że wstrzymano nie tylko to, czego dotyczą podejrzenia, ale również wszystkie fundusze, w których wydawanie są zaangażowani ci sami partnerzy. Komisarz Johannes Hahn nadmienił, że działania KE są standardowe i prowadzone wedle procedur.
- Komisarz Hahn dziwił się wrzawie wokół tej sprawy.
- Dla niego nasz przypadek to jest 1 procent wszystkich spraw ze wstrzymaniem unijnych funduszy. Jeden z wielu, wobec których KE reaguje zawsze tak samo. - Niezależnie od tego, o jaki kraj chodzi. Również Wielka Brytania miała wstrzymane fundusze unijne.
- Dlaczego więc o tej sprawie jest tak głośno?
- Opozycja, która wini za to rząd, absolutnie nie ma racji. I w zasadzie mówi rzeczy, które są po myśli naszych adwersarzy w negocjacjach. O interes Polski musimy dbać ponad podziałami. Takich spraw nie można używać do wewnętrznej walki politycznej, zwyczajnie szkodzą naszemu krajowi.
- Premier jest pewny siebie, jeśli chodzi o odwieszenie pieniędzy. Skąd jego pewność, że to będzie koniec lutego, połowa marca?
- Nie podejmę się podawać terminu. Ale zapytam o to komisarza Johannesa Hahna.
- Mamy szansę na te 300 mld zł?
- Mam nadzieję, że tak. Zobaczymy. Podobno ma nie być żadnego wycieku propozycji kompromisowej. Jak powiedziano, łódź podwodna z nową propozycją budżetu wypłynie na powierzchnię dopiero podczas szczytu.
Jacek Saryusz-Wolski
Eurodeputowany PO