No nie! Jacek Protasiewicz podkochiwał się w żonie Schetyny!

2014-03-08 10:38

Jacek Protasiewicz, europoseł PO i jeden z najbliższych do niedawna współpracowników premiera Tuska w Wielkim Poście postanowił wreszcie posypać głowę popiołem. Jest mi wstyd - mówi o skandalu na lotnisku we Frankfurcie. Pytany o podrywanie żony Grzegorza Schetyny zaprzecza, ale przyznaje, że kiedyś się w niej podkochiwał...

 

Ochłonął pan?
Już tak.
Wstyd?
Nawet bardzo.
A wstyd za co dokładnie?
Że dałem się sprowokować i wciągnąć w pyskówkę.
Po co to było? Po co poważnemu politykowi, wiceprzewodniczącemu Parlamentu Europejskiego awantura ze zwykłym celnikiem?
Polska dusza, zwłaszcza ta kresowa. W „Panu Tadeuszu” nawet stateczny Sędzia w pewnym momencie widzi siebie „z synowcem na czele”. Nie myśli, czy to ma sens, tylko daje się ponieść emocjom, bo „jakoś to będzie”. Sędzia, a co dopiero jakieś hreczkosieje, do których mi genetycznie bliżej niż do Sędziego.
Łatwo tłumaczyć genami, ale może za dużo było tych buteleczek?
Na pewno o te dwie za dużo, ale gdybym usłyszał „raus!” i bez nich, też bym pewnie nie wytrzymał.
Dwie małe buteleczki wina po 125 ml, chłop metr dziewięćdziesiąt? Kogo chce pan oszukać?
Nikogo, ale proszę nie polegać na artykule w megatabloidzie, jakim jest „Bild”, lecz na przykład przeczytać wywiad rzecznika prasowego policji we Frankfurcie dla „Rzeczpospolitej” udzielony już w piątek. Powiedział on: „Policjanci stwierdzili, że mógł wcześniej pić napoje alkoholowe, ale z pewnością nie był pijany do tego stopnia, by nie panować nad swoim zachowaniem”. A czyją wersję powielają polskie media? Bulwarówki, a nie policji. A ja dodatkowo jestem przekonany, że notatka sporządzona przez interweniujących policjantów, na podstawie której rzecznik udzielił tej wypowiedzi przedstawia całą sytuację na korzyść policjantów, nie moją.
A co pana podkusiło, żeby zrobić tę słynną konferencję?
Od drugiej w nocy, czyli trzy godziny po publikacji „Bilda” miałem dziesiątki telefonów i SMS-ów z polskich redakcji z prośbą o komentarz. Nie zamierzałem się chować przed dziennikarzami, ale indywidualne odpowiedzi zabierają mnóstwo czasu i energii. Dosłownie po trzech godzinach wyczerpała mi się bateria w telefonie, wiec postanowiłem zaprosić wszystkich zainteresowanych na konferencję, żeby ułatwić życie dziennikarzom i sobie.
Obejrzał pan to, widział pan siebie?
Niestety, tak. Nic nie usprawiedliwia braku profesjonalizmu polskiego działu prasowego w Parlamencie Europejskim, który fatalnie ją przygotował od strony technicznej i nawet nie poinformował mnie, że będzie transmisja na żywo. Jednak ich brak profesjonalizmu nie usprawiedliwia mnie.
Co pan o sobie pomyślał? Mistrz obciachu?
Obciachu to nie! Ale na pewno zamiast poważnie, wyszło komicznie, a to nie przystoi wiceprzewodniczącemu Parlamentu Europejskiego.
Podrywał pan żonę Grzegorza Schetyny?
Nie podrywałem i nigdy o tym nie mówiłem. Natomiast opowiadając kiedyś koleżankom i kolegom klubowym historię mojej znajomości ze Schetynami wspomniałem, że się podkochiwałem - platonicznie! - w Kalinie, bo to była i jest piękna i mądra kobieta. Ale to było ze 25 lat temu, w studenckich czasach, kiedy blisko współpracowaliśmy z Grzegorzem.
Któremu zrobił pan wyjątkowy prezent urodzinowy tą swoją awanturą.
W tym roku tylko złożyłem życzenia na Twitterze. Prezentu nie było i... nie będzie.
Nie ustąpi pan ze stanowiska przewodniczącego regionu dolnośląskiego PO?
Nie widzę takiej potrzeby. Dałem plamę jako europoseł i dlatego zawieszam tę cześć mojej działalności. W regionie natomiast będę się starał o odzyskanie zaufania wyborców i sympatyków PO.
Co powiedział premier?
Że się po mnie tego nie spodziewał.
I to jest powód, dla którego zrezygnował pan z kandydowania do europarlamentu?
Premier jest moim szefem i jego opinia jest niezmiernie dla mnie ważna, ale są też co najmniej trzy inne ważne powody. Po pierwsze: nadszarpnąłem zaufanie części wyborców. Nie wiem, jak bardzo i nie wiem, jak dużej części, ale wiem, że tak jest i z tym faktem nie dyskutuje. Po drugie: nie chce utrudniać kampanii koleżankom i kolegom z PO, bo są naprawdę najlepszą polską ekipą w Brukseli i Strasburgu! Możemy być z nich dumni. A po trzecie: nie chce się kryć za immunitetem I jak trzeba gotów jestem stanąć przed niemieckim sądem, by bronić swojej wersji. Gdybym był europosłem, to zapewne nigdy by tego immunitetu mi nie cofnięto.
Cały wywiad Agnieszki Burzyńskiej z Jackiem Protasiewiczem w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".

 

Ochłonął pan?

- Już tak.

Wstyd?

- Nawet bardzo.

Tak zaczyna się pierwszy po skandalu na lotnisku we Frankfurcie wywiad z Jackiem Protasiewiczem, udzielony tygodnikowi "Wprost". Europoseł PO wreszcie posypuje głowę popiołem i zapewnia, że żałuje tego, co zrobił. Premier Tusk, po incydencie miał mu powiedzieć, że się po nim tego nie spodziewał. Był to jeden z powodów rezygnacji z kandydowania do europarlamentu.

Swoją pyskówkę z niemieckim celnikiem tłumaczy "polską duszą". Pytany o to ile alkoholu wypił mówi, że "na pewno o te dwie buteleczki za dużo".

- Ale gdybym usłyszał „raus!” i bez nich, też bym pewnie nie wytrzymał - dodaje.

"Wprost" pyta też europosła o inne informacje, które pojawiały się na jego temat w ostatnich dniach. M.in. czy podrywał żonę Grzegorza Schetyny.

- Nie podrywałem i nigdy o tym nie mówiłem - zapewnia. Jednak dodaje: - Natomiast opowiadając kiedyś koleżankom i kolegom klubowym historię mojej znajomości ze Schetynami wspomniałem, że się podkochiwałem - platonicznie! - w Kalinie, bo to była i jest piękna i mądra kobieta. Ale to było ze 25 lat temu, w studenckich czasach, kiedy blisko współpracowaliśmy z Grzegorzem.

Przypomnijmy, do skandalu z udziałem Protasiewicza doszło na lotnisku we Frankfurcie nad Menem. Według niemieckiego dziennika "BILD" znieważył obsługę lotnika. Polityk miał krzyczeć "Heil Hitler" i pytać celnika czy kiedykolwiek był w Auschwitz. Na dodatek, niemiecka gazeta stwierdziła, że europoseł był pijany. Konflikt był na tyle poważny, że doszło do interwencji policji.