„Super Express”: - Panie pośle, jak mam pana przedstawić? Europoseł Jacek Kurski, partia…
Jacek Kurski: - Solidarna Polska.
Ciągle, ale kuszą pana innymi partiami (śmiech)
Niewielu jest tak zdolnych, urodziwych, kompetentnych i dobrze zapowiadających się. (śmiech)
Gdzie chcą, żeby pan przeszedł?
Pewnie PiS chciałby, żebyśmy wrócili. My jednak decydowaliśmy się na własną drogę widząc, że prawica w dotychczasowej formule nigdy nie wygra. I że rządzącym zależy na tym, żeby jedyną realną opozycją, była ta dotychczasowa, czyli PiS i Kaczyński. Bo wtedy Tusk będzie rządził do końca świata i jeden dzień dłużej. Chociaż już by Polskę zupełnie zrujnował. W związku z tym konieczne było poszerzenie oferty opozycyjnej. Nie planowaliśmy tego, wyrzucili nas, ale skoro tak się stało, to idziemy do przodu, budujemy siłę, która moim zdaniem dotrze do serc i umysłów Polaków i będzie tworzyła alternatywę i dla PO, i dla PiS.
Ale jaką siłę, jak macie po 4 proc. w sondażach?
Jest taka partia, która miała miesiąc w miesiąc przez rok 0 proc., na miesiąc przed wyborami zaczęła mieć 2,3,4, 5 a dostała 10 proc.
A dlaczego pan nie chce wymówić nazwy tej partii? Coś z Palikotem, prawda? (śmiech)
Nie chcę promować.(śmiech) Mówię rzeczywiście o Ruchu Palikota.
Ale chce pan iść drogą Palikota?
Nie, chcę zwrócić uwagę na zjawisko, że nowe byty polityczne nie wbudowują się w świadomość społeczną aż do wyborów. Teraz jest martwy sezon, nikt nie interesuje się tak bardzo polityką. Człowiek wyrwany ze snu i zapytany, na kogo by jutro zagłosował, wymieniłby jedną z tych partii – PO, PiS, SLD.
Ja się trochę dziwię, bo jedne z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk w PiS to był właśnie Zbigniew Ziobro – okrutny ale sprawiedliwy szeryf i Jacek Kurski – bulterier. I gdzie są te zęby bulteriera? Dlaczego Solidarna Polska ma tylko parę procent w sondażach? Dlaczego nie zabraliście PiS-owi więcej?
Dotrzemy do ludzi, przed wyborami to będzie na pewno wynik dwucyfrowy. W sondażu TNS Polska dostaliśmy 4 proc., a po odcięciu niezdecydowanych mamy 5 proc. w OBOP, który jest bardzo trudnym dla nas sondażem, bo jest przez telefon i na wyrywki. W związku z czym, gdyby dziś były wybory, zdecydowanie przekraczamy próg.
Będzie pan startował do europarlamentu?
Obiecaliśmy z Ziobro i Cymańskim, że najpierw idziemy do europarlamentu, bo musimy się zweryfikować, to są pierwsze wybory, jakie będą po powstaniu SP, więc musimy w nich wystartować, ale potem wrócimy w najszybszym możliwym terminie do Sejmu.
Przeczytam co pan mówił o Kaczyńskim w „Dzienniku”: „Jestem chłonnym uczniem Jarosława Kaczyńskiego. Trafiłem na niego jako student na strajku majowym w 1988 r. w Stoczni Gdańskiej, kiedy podczas jego wielogodzinnych pogadanek politycznych w stołówce doznałem iluminacji politycznej. Wtedy ułożył mi się pewien obraz świata, a że zgadza się on z rzeczywistością, to pozostałem mu wierny.” To był 2006 r. W 2010 r. mówił pan tak: „Ci wszyscy, którzy mówią, że ktoś chce podnieść rękę na Jarosława Kaczyńskiego, muszą wiedzieć, że Jacek Kurski mu tę rękę obetnie.” A pan przyszedł tutaj z nieobciętymi rękoma. (śmiech) Co się stało z mistrzem?
Uważam Jarosława Kaczyńskiego za najwybitniejszego prawicowego polityka tych dwudziestu trzech lat wolnej Polski. Lewicowym jest oczywiście Kwaśniewski.
Ale odszedł pan, zdradził go?
Nie zdradziłem, tylko zostałem wyrzucony za to, że byłem podwójnie lojalny. Za lojalność wobec PiS i Jarosława uważałem mówienie mu prawdy w oczy. Byłem jednym z nielicznych, którzy w PiS potrafili to powiedzieć, nawet na komitecie politycznym przy innych.
Czyli mówienie Kaczyńskiemu prawdy jest niebezpieczne?
I tu dochodzimy do istoty sprawy. Rzeczywiście, wyrzucił nas za to, że nie chciał przyjąć pewnych partnerskich warunków współpracy.
Może szef nie powinien być partnerem?
Na poziomie rządzenia partią, na poziomie zewnętrznym nie powinien, powinien być dominantą. Ale na poziomie wypracowywania pewnych decyzji i budowania teamu, który idzie do przodu, powinien być partnerski. Kaczyński nie mógł się pogodzić z tym, że Ziobro świetnie wygrywał wybory.
Kaczyński rzeczywiście nie mógł się pogodzić z tym, że ma silnego człowieka?
Nie mógł się pogodzić, że my formułujemy program koniecznych zmian w PiS, żeby zdemokratyzować, zdynamizować, żeby nie było selekcji negatywnej, żeby nie było lizusostwa. I nas wyrzucił. Gdyby umiał przyjąć, że w PiS musi być jakaś alternatywa, oczywiście nie zagrażająca jego pozycji, to PiS miałoby teraz czterdzieści parę procent.
W przyszłości możliwa byłaby koalicja SP z PiS?
Jest możliwa, ale z pozycji podmiotowej. To znaczy Jarosław Kaczyński musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chce monopolu na prawicy i wszystko przegrywa, czy jest gotowy podzielić się oddziaływaniem i wpływami na prawicy i uznać podmiotowość SP. I wtedy można mówić nawet o wspólnym projekcie wyborczym, żeby w 2015 r. pokonać PO. Ale najpierw muszą być wybory europejskie.
Kto oprócz pana będzie startował?
Wszyscy będziemy startować – ja, Ziobro, Dera, Mularczyk, Cymański, Wróbel, Kempa, mam nadzieję, że Ludwik Dorn też. Krótko mówiąc, jak Jarosław Kaczyński zrozumie, że ustrukturyzowała się Solidarna Polska, z programem, z oddziaływaniem na elektorat prawicowy i centrowy, i że warto z nami rozmawiać, to wtedy możemy rozmawiać.
Zmieniamy temat. Czy pan nienawidzi Sławomira Nowaka?
Ja w ogóle nie nienawidzę ludzi, ja ludzi bardzo kocham.
Ale pan bardzo szybko jeździ samochodem. Raz pan tak jeździł swoim samochodem za policją, że z afera z tego była straszna!
Jechałem za nimi, a że oni są legalnymi funkcjonariuszami, to znaczy, że na pewno nie przekraczali prędkości, w związku z czym ja też nie przekraczałem. (śmiech)
Jaka jest pana osobisty stosunek do Nowaka?
Ja go nie nienawidzę, bardziej mi go żal. To jest taki trochę playboy picu i PR-u, taki picuś glancuś, socjotechnika, a brak decyzji i realnego rządzenia. On powinien rozwalić zmowy kartelowe, które biorą monopol na budowanie autostrad, gigantyczną kasę europejską, nie płacą naszym podwykonawcom, partolą autostrady i zwiewają z kasą. To jest gigantyczne zadanie dla Sławomira Nowaka, żeby te olbrzymie pieniądze europejskie budowały drogi a nie fotoradary. My jako SP mówimy, że fotoradary tak, ale przed szkołą, przedszkolem, kościołem, szpitalem, czyli tam, gdzie trzeba zwolnić i gdzie są dzieci lub ludzie niedołężni, a nie tam, gdzie są trzy pasy i prosty odcinek drogi.
Czyli fotoradarom mówimy generalnie nie?
Dokładnie, oprócz oczywiście tych przypadków, gdzie naprawdę są konieczne. Jesteśmy za tym, żeby ograniczyć liczbę fotoradarów i przede wszystkim nie wyznaczać puli pieniędzy w budżecie z fotoradarów!
Ostatnio Polska podzieliła się na dwa obozy – wolno grzebać w życiorysach i nie wolno. Pan do której grupy należy?
Słowo grzebanie unieważnia powagę sytuacji. W demokracji ludzie mają prawo wiedzieć wszystko to, co powinni wiedzieć o osobach publicznych. Jestem za jawnością i dostępnością informacji ważnych. I za tym, żeby mówić prawdę o przeszłości bez nienawiści. Jeśli ktoś ma matkę w SB i daje wyrok, w którym porównuje metody legalnego państwa, które zwalczało korupcję do metod stalinowskich i robi pomost ponad SB, tak jakby to SB to było miodzio i święci Franciszkowie, to warto zapytać, dlaczego tak robi? Jeśli się okazuje, że miał matkę w SB to jest to wiadomość, która powinna dotrzeć do opinii publicznej. To nie jest żadne grzebanie. A ludzie sami wyciągają wnioski.
Pan ma dość ciekawą sytuację rodzinną. Pana brat, który jest zastępcą redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, poszedł zupełnie inną drogą niż pan. Można szukać w waszych życiorysach i sprawdzać, gdzie były punkty wspólne, a gdzie się rozeszło?
Byłyby same punkty wspólne, do pewnego momentu. Obaj działaliśmy jako młodzi chłopcy w opozycji. Nasze drogi rozeszły się w 1990 r., kiedy doszło do konfliktu w Polsce, tzw. wojny na górze. I guru dla Jarka stał się Adam Michnik, guru dla mnie Jarosław Kaczyński. Myślę, że nie wybraliśmy źle, bo akurat trafiliśmy na dwa największe intelekty polityczne wolnej Polski. Czego by nie mówić, ja z tym człowiekiem się w ogóle nie zgadzam, to jednak dla tamtej opcji to jest guru. Ale przyszedł taki moment, kiedy musiałem przedłożyć lojalność wobec Polski i prawicy ponad przyjaźń z Jarosławem Kaczyński, dla którego cały czas mam wiele szacunku.
Spotykacie się z bratem?
Tak, oczywiście.
I jak ze sobą rozmawiacie?
Mamy już po czterdzieści parę lat. Jesteśmy na tyle doświadczeni, że wiemy, że życia nam zostało na tyle niewiele, że szkoda go tracić na bezsensowne kłótnie i ranienie siebie nawzajem. Więc wybieramy takie tematy, gdzie obaj możemy mieć polewkę. (śmiech)
„Super Express” opisał sprawę nagród, które przyznała marszałek Kopacz wicemarszałkom, a niejako w ramach rewanżu wicemarszałkowie przyznali pani Ewie Kopacz też nagrodę. Po kilkadziesiąt tysięcy. Czy to dobra procedura czy niedobra?To jest w ogóle przyzwoite?
Legalne, ale nieprzyzwoite. Z tym jest zawsze problem. Generalnie w normalnym systemie, w pracy najemnej, w korporacjach ludziom dobrze pracującym nagrody się przyznaje. Ale władza musi mieć to szczególne wyczucie, jest kryzys, bieda, nastąpił spadek płacy realnej, ludzie realnie zarabiają mniej. Więc byłbym bardziej powściągliwy, bo jednak przykład powinien iść z góry. Aczkolwiek do końca nie potępiam, uważam, że zrobili błąd, ale tu nie ma dobrej formuły.
Czy śmierć pani Jadwigi Kaczyńskiej będzie miała jakikolwiek wpływ na scenę polityczną?
Nie będzie miała, dlatego że Jarosław Kaczyński będzie aktywny.
Ale bardziej aktywny?
Wydaje mi się, że tak, dlatego, że był zaangażowany w opiekę nad mamą, zresztą kobietę niezwykłą i poczytuję sobie za zaszczyt, że mogłem ją znać. Ale będzie się bardziej poświęcał polityce. Będzie miał więcej czasu na politykę, która jest jego w tym momencie jedyną pasją, jedynym życiem po dwóch bolesnych stratach.
Czyli teraz będzie miał więcej czasu i będzie mógł przemyśleć pana propozycję stworzenia koalicji na partnerskich zasadach.
Nie chciałbym, żeby poszedł news nieuzgodniony z kolegami z Solidarnej Polski. (śmiech) Mówmy o wspólnym projekcie pokonania PO w 2015 r. w wyborach parlamentarnych, po tym jak zweryfikujemy się osobno w wyborach europejskich w 2014 r.