Od wyborów Zjednoczona Prawica zaliczyła już kilka kryzysów. Integralność prawicy kilka razy wisiała na cieniutkiej nitce, ale Jarosław Kaczyński nie zdecydował się jej przeciąć, choć zapewne łapki go świerzbiły. Jednak pozbycie się Porozumienia czy Solidarnej Polski musiałoby prowadzić do upadku rządu. Prezes PiS lubi zagrania vabank, jednak tym razem się na taki gambit nie zdecydował. Ale sojusznicy muszą go uwierać coraz bardziej. Są jak dwa ostre kamyczki w butach. Kłują przy każdym kroku, więc trudno o dziarski marsz.
Zjednoczona Prawica może w obecnym składzie dopełznąć do następnych wyborów, choć napięcia w jej szeregach zdecydowanie nie służą jakości jej rządów. Coraz bardziej prawica traci swa największą przewagę nad konkurencją – wizję, którą chce wcielać w życie. Wizji jest coraz mniej, zaś przepychanek o konfitury coraz więcej. To się często zdarza formacjom, które długo sprawują władzę, ale nie jest to żadne tłumaczenie.
Można więc mieć pewność, że Zjednoczono Prawica dożywa kresu swych dni. W następnych wyborach PiS nie zaprosi na listy wyborcze ani partii Ziobry, ani formacji Gowina. Dla wyniku PiS i tak będzie to miało marginalne znaczenie – bardzo prawdopodobne, że Kaczyński i tak wygra następne wybory, bo opozycja wciąż jest zagubiona i nic nie wskazuje na to, by miała się wreszcie ogarnąć. Kaczyński odzyska swobodę, którą sojusznicy go pozbawili. I tak będzie aż do chwili, aż w PiS wyodrębnią się nowe frakcje, bo taka jest po prostu natura polityki.